No dobra, proszono mnie, żeby się wypowiedzieć, chyba wiem, o którą historię chodzi. 6 lat temu, jak jeszcze miałem śmiałość grzebać po okopach, wygrzebaliśmy w zawalonej niemieckiej ziemiance, prócz kupy kości, rozbitego telefonu polowego, strzępów butów, itp, wygrzebaliśmy otóż destrukt parabelki. Właściciela nie wygrzebaliśmy, zanadto był rozdrobniony. Destrukt totalny, mimo prób rozruszania, okazał się, że to bryłka rdzy i żelaza. Po kilku miesiącach wracamy w miejsce trafienia, parabelka służy jako rekwizyt wzajemnych żartów
ęce do góry". Śpimy u kolegi, mieszkającego w pobliżu naszego pobojowiska. Ja mam parabelę, śpię na podłodze. W nocy śni mi się bitwa, przełamanie pozycji przez rosjan, i nagle sen przenosi się do .. pokoju w którym śpię, widzę niemieckiego oficera, który podniesionym głosem mówi coś do mnie i wyciąga rękę. Oddaję mu jego parabellum, a on wali mnie nią w czoło.. budzę się jęcząc, z rozbitego czoła płynie krew. Prawdziwa. Okazało się, że budząc się gwałtownie wstałem, i przypitoliłem czołem w kaloryfer. Historia może byłaby i śmieszna, gdyby nie to, że parabellum zniknęło, i do dziś się nie znalazło. A może to nie ta historia? Może chodzi o rabina? Mieszkałem w małej miejscowości, gdzie grubo przed wojną przemieszkiwała, jakby to dziś określono, mniejszość żydowska ;) Grubo przed, bo to Dolny Śląsk, po l933 to tylko kirkut został. No i o tym kirkucie właśnie. W moich" czasach po kirkucie nie było śladu, park miejski i szkoła (jak kopali fundamenty pod salkę katechetyczną, to tylko czaszki i nagrobki fruwały). O tym, że to miejsce pochówku, dowiedziałem się od ojca, który opowiadał, że jeszcze w latach 60tych, jako dowódca drużyny, lubił prowadzić tamtędy natarcie, bo się fajnie między tymi grobami chowało. Do rzeczy. Jesień l993, biegam sobie o (wczesnym) poranku dla zdrowotności po parku, świt ledwie bieleje, a ja przebiegam obok (cóż za dziwna pora na spacery dla starszego pana??), obok autentycznego starozakonnego - a on tylko patrzy na mnie, i patrzy, i się nawet nie porusza. Oprzytomniałem jakieś 50 metrów za nim, szybkość, z jaką się znalazłem w domu, to chyba do dziś rekord na dystans kilometra. Aaa, żeby nie było -ja tam jakiś bardzo przesądny nie jestem. Moim zdaniem, jestem tego pewien, na zdjęciu kolegi założyciela wątku, typowe dla fotek z lampą błyskową - zdjęcie oparów świeżo rozkopanej ziemi (Niskie Łąki, wilgoć) - wzrokiem tego nie wychwycisz, cyfrówka z fleszem - tak. Jak chcecie, to wrzucę z dziesięć takich duchów - ostatnio fociłem w Złotym Stoku w sztolniach, zdjęcia wyszły takie, że normalnie same duchy, aż strach się bać :):):)