Mój dziadziuś. Kazimierz Ciechanowicz.Do końca swoich dni był dumny z tego że był ułanem.We wrześniu do niewoli. Prace przymusowe w niemczech. Potem wymiana więźniów - trafił na Sybir. W 56 roku o własnych nogach powrócił do Rajewszczyzny pod Baranowiczami. Tam dostał od służb jasny przekaz : Czy jesteś Polakiem czy Białorusinem? Jak Polakiem to miał 24 godziny by opuścić swoją ojcowiznę. Mój tata widział jak był mały ( 6 lat) jak chodzili po domach i wyciągali ....za stodołę - jego dziadek palił szlacheckie papiery nadane przez Cara w piecu. Jakby je znaleźli to kulka za stodołą. Dziadek zmarł pod Kołobrzegiem w Gorawinie otoczony naszą opieką.Miał 92 lata. Jak ukończył chyba 90 lat został awansowany na podporucznika. To było dla niego niespotykane przeżycie. Płakał całe dnie ze szczęścia. Ta doniosła chwila jak płk z Koszalina wręczał mu awans.... Sam płakałem... Pozdrawiam Paweł Ciechanowicz - wnuk.