Historia prawdziwa z terenu: Jakieś dwa tyg. temu byłem na nocnych zawodach w Złotoryi (bez sukcesów). Na drugi dzień siódma rano pojechałem z kumplem na Skorę w okolice Pielgrzymki. Wysiadamy z auta, odpalamy papieroski a tu podjeżdża auto i wysiada gość w woderach. Dialog: Ja: Ooo mamy konkurencję!! Gość: Wy też na rzekę? Ja: tak, pośmigamy trochę w niedzielny poranek. On: Jakieś sukcesy? Ja: Byłem w środę rano ale ogólnie same pierdółki. On: Taa pierdółek tu nie brakuje. A Wy w którą stronę idziecie? W górę czy w dół? Ja: tu gdzieś będziemy. On: Ładna pogoda, zaraz tu będzie tłok. Ja: Poważnie? jestem tu trzeci raz i jeszcze nikogo nie widziałem. On: Ja często jeżdżę w dół rzeki w okolice Jadwisina, tam to już w ogóle robi się ciasno. Ja: Jadwisin?! przecież tam raczej nic nie ma. On: Ooo zdziwiłby się Pan. (patrzę na gościa i wydaje mi się, że widziałem go wczoraj na zawodach) Ja: A Pan był wczoraj na zawodach? On: Na jakich zawodach? Ja: No wczoraj w Złotoryi. On: W Złotoryi? Były wczoraj zawody? Ja: Tak, nocne. On: Nocne? Gdzie na zalewie? Napuścili wody? Ja: Nie w zalewie wody nie ma. Zawody były koło zalewu. (koleś popatrzył ze zdziwieniem i zabrał się za wyciąganie sprzętu. Otwiera bagażnik a tam podbierak i wędki). Dalej nie piszę bo pewnie domyślacie się ile było śmiechu.