Skocz do zawartości

Kontrakt gazowy - odpowiedź kol.balansowi


Koloman

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 13.01.2020 o 14:41, Tyr napisał:

Dewastacja społeczno-ekonomiczna poczyniona przez czerwony socjalizm jest nawet większa niż ta przez zabory i ciężko to będzie nadrobić.

Zgadza się. W tamtym systemie przyzwyczaili ludzi, że im się wszystko NALEŻAŁO ZA DARMO: DOSTAWAŁO SIĘ mieszkania, opiekę zdrowotną, wczasy, kolonie dla dzieci i jeszcze inne świadczenia. Ewentualnie za groszową opłatą jak np. czynsze w mieszkaniach zakładowych czy komunalnych.

Zapomniano o prawach przyrody (fizyki) - o zasadzie naczyń połączonych: żeby komuś coś DAĆ to drugiemu trzeba ZABRAĆ.

A te prawa działają niezależnie od systemu politycznego - w socjaliźmie również.

No i jak przyszło darmobiorcom płacić to zaczął się płacz i zgrzytanie zębów. A także tęsknota za minonymi czasami i systemem.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Balans, takiego buractwa nowobogackich było w ciul i ciut, ciut ale z moich obserwacji, zazwyczaj uwłaszczyli się dawni kacykowie partyjni,  funkcjonariusze i inne cwaniaczki wcześniej walczący o sprawiedliwość społeczną:) Sam próbowałem kilku prac i przemyślawszy, zacząłem prywatę.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, bjar_1 napisał:

Darmobiorcy mają się dobrze i w tym systemie (vide beneficjenci pewnego programu "socjalnego", którzy nie pracują, a mają).

Też się nie załapałeś;) Ja na nic. Ani dzieci, ani emerytury ani ogrzewania, docieplenia ani fotovolt.:( 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, balans napisał:

Najbardziej śmieszy mnie ta "roszczeniowość" - od razu widać, że należysz do beneficjentów transformacji, którzy traktują innych z pogardą. To ja Ci przypomnę jak ta roszczeniowość wyglądała przez całe lata 90-te i jeszcze kilka lat dłużej, bo aż do czasu otwarcia się dla nas rynków pracy w UE:

Sekretarka wprowadza pracownika do gabinetu prezesa. Ten miętoląc nerwowo czapkę, kłania się cały czas w pas. Czego? Panie Prezesie, ja dla Pana pracuję po kilkanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu i z taką wielką nieśmiałością chciałem się zapytać o wypłatę, bo już trzeci miesiąc nie dostałem. A dzieci głodne w domu, bo sklepowa nawet na zeszyt nie chce mi już chleba dawać. O ty bezczelny! To ja ci DAJĘ PRACĘ, gdzie na twoje miejsce czeka za bramą stu chętnych, a ty mi się o wypłatę upominasz! No dobrze, już dobrze, nie całuj mnie po rękach, bo mi obślinisz garnitur od Armaniego. Jak będę miał pieniądze, to ci te zaległe 500 złotych wypłacę, na razie nie mam, bo kupiłem kochance najnowszy model Mercedesa. A teraz won! Pracownik wycofując się tyłem i cały czas nisko kłaniając żegna się słowami: O dzięki Ci mój Łaskawco. Po wyjściu pracownika prezes klepiąc w tyłek sekretarkę - patrz się Krycha jak się to chamstwo rozpleniło, po wypłatę przyszedł się upomnieć. Przypomnij mi, abym go zwolnił przy najbliższej okazji.

Wklejam jeszcze raz, aby było wiadomo o czym teraz zrobiła się dyskusja. Co do roszczeniowości, to ta była rozwinięta na maxa w 1981 roku, gdy to cały kraj więcej strajkował niż pracował. Sam mam jeszcze na pamiątkę opaskę z tamtych strajków. A jeżeli chodzi o socjal, to ten był zawsze dużo większy na zachodzie niż w PRL-u, a nawet i obecnie jest większy, i to pomimo tego, że i im się mocno pogorszyło. Naszą specyfiką jest to, że państwo ten cały socjal ustawiało obecnie tak, aby beneficjenci mieli świadomość, że to państwo daje, a ja bym wolał aby państwo nie zabierało zamiast dawać [kwota wolna od podatku, ulgi podatkowe na każde dziecko, niższy VAT]. Bo przy dawaniu to i tak komuś muszą zabrać, a zabierają tym co pracują.

A koledze Kolomanowi odpowiem w osobnym wątku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

41 minut temu, Tyr napisał:

Balans, takiego buractwa nowobogackich było w ciul i ciut, ciut ale z moich obserwacji, zazwyczaj uwłaszczyli się dawni kacykowie partyjni,  funkcjonariusze i inne cwaniaczki wcześniej walczący o sprawiedliwość społeczną:) Sam próbowałem kilku prac i przemyślawszy, zacząłem prywatę.

 

Kacyki partyjne i im podobni uwłaszczali się na ogół na państwowym i szybko padali.Prawdziwe kokosy robili dawni "prywaciarze", i tym najprędzej palma odbijała, zwłaszcza że jeszcze za komuny przyzwyczaili się do kombinowania i ślizgania się na granicy paragrafów. Do korzystania z układów i bezwzględnego wykorzystywania słabości innych, mniej "zaradnych". I to właśnie oni najbardziej płakali, jak się skończył "rynek pracodawcy" i coraz częściej słyszeli, że skoro płacy nie będzie, to i pracy też.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Erih napisał:

Kacyki partyjne i im podobni uwłaszczali się na ogół na państwowym i szybko padali.Prawdziwe kokosy robili dawni "prywaciarze", i tym najprędzej palma odbijała, zwłaszcza że jeszcze za komuny przyzwyczaili się do kombinowania i ślizgania się na granicy paragrafów. Do korzystania z układów i bezwzględnego wykorzystywania słabości innych, mniej "zaradnych". I to właśnie oni najbardziej płakali, jak się skończył "rynek pracodawcy" i coraz częściej słyszeli, że skoro płacy nie będzie, to i pracy też.

100/100!

Doskonale pamiętam tamte czasy, najpierw powstawały w ramach zakładów różne dyrektorskie i związkowe spółki i spółeczki, które na państwowym majątku [maszyny] i korzystając z zatrudnionych pracowników, robiły na boku drobne biznesy. Ale styropian pod dyktando Zachodu koniecznie chciał te zakłady sprywatyzować. Najpierw więc celowo doprowadzano je do upadłości - najskuteczniejszym sposobem było urealnienie odsetek od starych kredytów inwestycyjnych. A gdy już zakład nie był w stanie ich spłacać, bo inflacja była gigantyczna, to wystawiano go na "sprzedaż". Takim sposobem zakłady za bezcen trafiały najczęściej w ręce byłych dyrektorów i różnych miejscowych kacyków. Ci przeważnie mieli, jak na tamte czasy, jakąś klasę i szacunek dla robotników, ale nie mieli kapitału. Więc te prywatyzacje kończyły się wyprzedażą maszyn i porzuceniem pustych hal. W taki sposób zlikwidowano w Polsce, pod dyktando Brygad Marriotta, kilka tysięcy zakładów pracy. Pomijam tu udział w prywatyzacjach różnych hochsztaplerów z całego świata, którzy zwietrzywszy łatwe łupy, ciągnęli tu jak muchy do miodu.

Natomiast tak jak napisałeś, prawdziwe kokosy robili tu "prywaciarze", bo tylko oni mieli kapitał na tyle duży, aby kupić sobie mniejsze zakłady i przychylność urzędników. A dorobili się na tym, że mieli prawie przez dwie dekady na pół niewolniczą siłę roboczą. Teraz najgłośniej krzyczą, aby sprowadzić do kraju kilka milionów Ukraińców, bo nasi za miskę ryżu nie chcą już pracować. A to jak się zachowywali wtedy ci nowobogaccy w stosunku do pracowników, to faktycznie był jeden wielki przykład na skrajne buractwo i potwierdzenie opinii, że Polak Polakowi wilkiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Koloman napisał:

dlatego młodzież nie chce pracować w tradycyjnym pojęciu tego słowa.

Myślę, że to nie tak. Na całym świecie brakuje dobrej pracy dla młodych, bo produkcję w ramach globalizacji przeniesiono do Chin. Ci co się nie przenieśli muszą konkurować z zalewem tanich produktów z Azji, więc stawiają na robotyzację i miejsc pracy robi się jeszcze mniej. Dla ambitnych pozostała jeszcze praca w korporacjach i udział w wyścigu szczurów. Inna sprawa, że świat się bardzo zmienił w ciągu ostatnich kilku lat pod wpływem mediów społecznościowych i smartfonów. W efekcie czego większość młodych, którzy mają jakieś ambicje, korzysta z otwarcia granic i rynków pracy na zachodzie Europy, a tyranie na śmieciówkach w kraju pozostawiają tym, którzy z różnych powodów [wieku, zdrowia, braku kwalifikacji itp.] nie mają innego wyboru. Oczywiście praca na zachodzie dla emigrantów, to jest ta gorsza praca, której miejscowi nie bardzo chcą się podjąć, ale zarobki i tak są te 3-4 razy większe niż w kraju. I to jest cała tajemnica, że młodzi się u nas specjalnie nie garną do pracy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, balans napisał:

I to jest cała tajemnica, że młodzi się u nas specjalnie nie garną do pracy.

Ale i na tak zwanym "zachodzie" młodzież też specjalnie nie garnie się do pracy (stąd tam zresztą szanse dla naszych młodych).

Mam sporo kontaktów tamże i  koledzy z wielu krajów skarżą się na dzieci, że omykają z pracą na własny rachunek. A to działają w jakichś organizacjach (zielonych lub innych kolorów) co zajmuje im czas, a to studiują kolejno po kilka kierunków. Popularne jest jeżdżenie w ramach akcji pomocowych do Afryki czy Azji. Potrzeby (za które i tak płacą rodzice) mają małe, komputer, telefon, rower (jak trzeba to weźmie samochód ojca), z ubrania T-shirt, dżinsy, adidasy i jakaś kurtka na zimę. Za mieszkanie nie płaci bo mieszka ze rodzicami, korzysta z zapasów w ich lodówce (ręcami i nogami broni się przed mieszkaniem osobno).

Kolega z Niemiec pisze mi, że to jakiś koszmar; on sam ciężko pracował na elegancki dom, dobry samochód, atrakcyjne wakacje w świecie a jego syn mowi, że to wszystko "scheisse" ale z domu się nie wyprowadza.

I tam i u nas tyranie w jakiejś robocie na umowę o pracę staje się coraz mniej popularne - ambicją staje się życie na luzie.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.01.2020 o 19:46, Erih napisał:

Prawdziwe kokosy robili dawni "prywaciarze", i tym najprędzej palma odbijała, zwłaszcza że jeszcze za komuny przyzwyczaili się do kombinowania i ślizgania się na granicy paragrafów. Do korzystania z układów i bezwzględnego wykorzystywania słabości innych, mniej "zaradnych".

Zupełnie nie tak. "Prywaciarze" przez całe lata, a szczególnie koniec 70-tych i 80-te przyzwyczajeni byli, ze wobec mizerii towarów na rynku ich produkcja, często koszmarnej jakości i koszmarnego wzornictwa  była poszukiwana i sprzedawana na pniu. Nie mieli żadnej konkurencji i wtedy robili kokosy. Jak granice otworzyły się na import, nawet ten indywidualny turystyczny zalew tanich towarów głównie ze wschodu (np. tureckie dżinsy, T-shirty, bluzki, koszule, konfekcja dziecięca, wyroby plastikowe itp, ) spowodował, że znacząca większość "prywaciarzy"  nie sprostała konkurencji i splajtowała. I to była ta grupa, która najbardziej płakala, że skończyła się "komuna", że skończył się "rynek producenta" a nastał "rynek konsumenta".

Jak zmienił sie system, to prawie żadni dawni "prywaciarze" kokosów nie robili.

Te to robili jak pisał słusznie balans różnej maści hochsztaplerzy krajowi i zagraniczni, którzy głównie za pomocą oszustw i kombinacji przejmowali ZA DARMO (przejęcie mając kapitał to żadna sztuka) różne zakłady i przedsiębiorstwa. Przy tych hochsztaplerach dawni "prywaciarze" to zazwyczaj niewinne owieczki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie