Skocz do zawartości

Przesunęli wartownię na Westerplatte [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]


Rekomendowane odpowiedzi

Inżynieryjny majstersztyk z czasów PRL. Przesunęli wartownię na Westerplatte [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Dorota Karaś
20 kwietnia 2013 | 07:00

Odsłanianie fundamentów wartowni (Fot. Ze zbiorów Muzeum II Wojny Światowej)

  •  
  •  
  •  
  •  
  •   0
Kilkanaście nieznanych zdjęć z przesunięcia Wartowni nr 1 na Westerplatte, dokumenty i plany z tej skomplikowanej technicznej operacji trafiło do Muzeum II Wojny Światowej. Przekazał je gdańszczanin, Aleksander Ślusarz - jedna z osób, dzięki której wartownia nie została wysadzona w powietrze przez władze PRL.


Wartownia nr 1 na Westerplatte w czasie walk o półwysep była kluczowym punktem obrony. Ogień prowadzony ze schronu w piwnicy i z okien w części naziemnej, uniemożliwiał Niemcom przedostanie się od strony nasady półwyspu czy kanału portowego do centralnej jego części. Bryła budynku, choć rażona odłamkami pocisków i kulami pozostała nieuszkodzona. Dziś Wartownia nr 1 jest jednym z zaledwie kilku dawnych obiektów polskiej placówki na Westerplatte. Mieści się w niej oddział Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.

Choć budynek przetrwał wojnę, w latach 60. PRL-owskie władze chciały wysadzić go w powietrze. Do Muzeum II Wojny Światowej trafiły właśnie nieznane zdjęcia i niepublikowane wcześniej dokumenty opisujące operację ratowania budynku.

Bosman opóźniał eksplozję

O planach wysadzenia wartowni dowiedzieli się działacze gdańskiego Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Wspomina to Andrzej Januszajtis w artykule do czasopisma "Nasz Gdańsk". "Wiosną 1966 roku skontaktował się z nami bosman gdańskiego portu Talaga (...) z apelem o ratowanie Wartowni nr 1 na Westerplatte (...). Jak się dowiedzieliśmy, w związku z poszerzaniem kanału portowego przeprowadzono tor kolejowy dokładnie przez wartownię, która ma być wysadzona w powietrze. Bosman opóźniał eksplozję pod pretekstem, że zagrozi ruchowi statków, ale to już nie skutkowało".

Członkowie towarzystwa nie mieli wątpliwości, że wartownię, której nie udało się zniszczyć Niemcom, trzeba uratować. Jedynym sposobem było jej... przesunięcie.

z13770385Q.jpg

Wartownia przetrwa... na pocztówkach

Wśród działaczy Towarzystwa Opieki nad Zabytkami był Aleksander Ślusarz, pracownik Gdańskich Zakładów Gastronomicznych. To on opracował projekt przesunięcia wartowni (początkowo pomoc w jego przygotowaniu zaoferowała Politechnika Gdańska, ale ostatecznie uczelnia wycofała się), był organizatorem i kierownikiem robót. Swoje zaangażowanie przypłacił utratą pracy i kilkoma latami spędzonymi w więzieniu. W 1966 i 1967 roku całym sercem zaangażował się w ratowanie wartowni.

- Chodziło mi o podkreślenie bohaterstwa polskich żołnierzy i ośmieszenie Niemców, którzy nie zdołali zdmuchnąć z ziemi niewielkiego budynku wartowni - opowiada Aleksander Ślusarz. - Dopiero później dowiedziałem się, dlaczego wartownia przetrwała: znajdowała się w martwym polu ostrzału prowadzonego z okrętu "Szleswig-Holstein". To, czego nie zniszczyli Niemcy, próbowali jednak dokończyć Sowieci za pośrednictwem PRL-owskich władz. Były one zdecydowanie niechętne akcji ratowania wartowni.

Andrzej Januszajtis wspomina: "Wystaraliśmy się o audiencję u Przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej (...) Piotra Stolarka. Przebieg rozmowy (...) był burzliwy. Dygnitarz przekonywał, że wartownia przetrwa... na pocztówkach".

Pierwsza na świecie taka operacja

Ślusarz obiecał uratowanie wartowni w czynie społecznym weteranom - westerplatczykom. Kiedy udało się uzyskać wszelkie potrzebne pozwolenia i zgody, zaczęły się prace przygotowawcze. W ziemi wokół wartowni znajdowało się mnóstwo pocisków, granatów i zapalników. W ich usuwaniu przez pewien czas pomagali saperzy. Młodzież szkolna wiadrami wybierała ziemię wewnątrz wartowni.

- To była niezwykle trudna operacja, chyba pierwsza na świecie polegająca na przesunięciu obiektu wraz z fundamentami i piwniczką, pełniącą funkcję bunkra - opowiada Aleksander Ślusarz. - Dodatkowym utrudnieniem było to, że ściany piwniczki były solidne, miały około 40 cm grubości. Budynek trzeba było najpierw wykopać i zrobić koryto.

Ważąca 400 ton wartownia została podwieszona na ramach znajdujących się na stalowych wózkach. Poruszały się one po torach. Do przesuwania budynku użyto wciągarki - w ciągu kilkudziesięciu minut wartownia przejechała 78 metrów, na swoje nowe miejsce. Operacja odbyła się 7 marca 1967 roku.

z13770413Q.jpg

Stoczniowcy w odpowiednich strojach

Dokumenty, plany techniczne, pisma do różnych instytucji wysyłane podczas przygotowywania tamtej operacji Aleksander Ślusarz przekazał ostatnio Muzeum II Wojny Światowej. Jest wśród nich 15 fotografii pokazujących akcję przesuwania wartowni. - To niezwykle cenne, niepublikowane do tej pory zdjęcia - mówi Waldemar Kowalski z Muzeum II Wojny Światowej. - Na ich podstawie można odtworzyć przebieg całej tej skomplikowanej technicznie operacji.

Wśród dokumentów znalazło się m.in. pismo Aleksandra Ślusarza do naczelnego dyrektora Stoczni Gdańskiej z prośbą o wyposażenie grupy stoczniowców delegowanych do pomocy w akcji w odpowiednie ubrania robocze i sprzęt ochronny - ze względu na planowaną wizytę na Westerplatte ekipy filmowej. Do muzeum trafił również napisany ręcznie przez Ślusarza wniosek o urlop w marcu 1967 - poświęcił go właśnie na prace związane z ratowaniem Wartowni nr 1.

z13770414Q.jpg

- Po powrocie z urlopu zostałem poproszony o napisanie zwolnienia z pracy - opowiada Aleksander Ślusarz. - Później spędziłem w więzieniu 4 lata, pod sfabrykowanym pretekstem. Wartownię udało się jednak uratować.

z13770416Q.jpg
 
 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie