Skocz do zawartości

W Polsce istnieje ekshumacyjny rynek żołnierzy wyklętych"


bjar_1

Rekomendowane odpowiedzi

http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4105-w-polsce-istnieje-ekshumacyjny-rynek-zolnierzy-wykletych-szczatki-moga-przynosic-pieniadze-lub-slawe

Ekshumacje identyfikacyjne, zwłaszcza Żołnierzy Wyklętych, kojarzą się ze szczytnymi ideałami, przywracaniem nazwisk na bezimiennych grobach, powązkowską „Łączką”, prof. Szwagrzykiem, łzami rodzin… To wszystko prawda. Tyle że niekompletna. Kulisy ekshumacji w Polsce to także medialny wyścig szczurów, podkradanie sobie odkryć, podkręcanie hipotez pod dziennikarzy, a nawet próby monopolizacji rynku ekshumacyjnego oraz naciąganie wyników badań.

Kiedyś Andrzej Pilecki, syn Rotmistrza Witolda Pileckiego, na łamach „Warszawskiej Gazety” żalił się, że czasami myśli, iż „ojca nie ma na Łączce”. Ten pesymizm spowodowany był rozgrywaniem przez media ekshumacji prowadzonych przez profesora Szwagrzyka. Być może Czytelnik pamięta dni, kiedy odkryta została metoda odnajdywania pochówków (miały zgadzać się z datami egzekucji), stąd wywnioskowano, że w „partii” kolejnych szczątków odnaleziony zostanie Pilecki. Media dostawały informacje, że już tylko kilka metrów, kilka dni dzieli łopaty archeologiczne IPN-u od ciała dobrowolnego więźnia Auschwitz. Dzieci – Zofia i Andrzej – czekali na znalezienie szczątków ojca… Czekają do dzisiaj. Ważniejsza była wówczas propaganda medialna niż etyka ekshumacyjna, która nakazuje, by informować o nazwiskach najpierw rodziny, a potem dopiero media, i to tylko wówczas, gdy posiada się bardzo silne dowody lub najlepiej wyniki badań genetycznych. To jednak czubek góry lodowej ekshumacyjnych blamażów.

Zostając przez chwilę przy IPN-ie, uchylimy na łamach „Warszawskiej Gazety” rąbka tajemnicy na temat tego, co działo się w Starym Grodkowie. Media poinformowały z wielkim hukiem, że prof. Szwagrzyk odnalazł szczątki zamordowanych w 1946 r. przez Urząd Bezpieczeństwa żołnierzy z oddziału Henryka Flamego „Bartka”. Środowiska związane z IPN-em pisały nawet o efektach kilku lat mozolnej pracy ekipy specjalistów Instytutu. Prawda jest taka, że kwerendę w aktach, pierwsze wizje lokalne, pierwsze poszukiwania za zgodą konserwatora zabytków, które przyniosły doskonały efekt i lokalizację mogiły, zanieśli prof. Szwagrzykowi na tacy poszukiwacze skupieni wokół miesięcznika „Odkrywca”. Profesor od początku prac poszukiwaczy był sceptycznie nastawiony do wskazywanej mu lokalizacji. Dopiero po kolejnych odkryciach pojechał na miejsce (z mediami) i ogłosił sukces... o odkrywcach nie wspominając ani słowem. Mało tego, współpracujący z nim prof. Trzciński (archeolog) rozpoczął tournee medialne, informując, że poszukiwacze, którzy nie są archeologami, nie powinni zabierać się za takie prace, jak odnajdywanie grobów żołnierskich.

Tymczasem większość odkryć mogił żołnierzy, zwłaszcza Wyklętych, uwieńczonych jest sukcesem bez żadnych poszukiwań… To po prostu rozkopywanie grobów na cmentarzach lub leśnych mogił oznaczonych krzyżami. Nic w tym złego, ale trudno mówić o poszukiwaniach, kiedy mogiła jest wskazana palcem lub znaczy ją krzyż. Atmosferę poszukiwań pompuje jednak nie tylko IPN, ale także organizacje pozarządowe (nota bene zwalczane przez Instytut). Prawda jest jednak taka, że niemal każde odkrycie nieoznaczonej mogiły dokonuje się dzięki poszukiwaczom, jak np. w tym roku w Zgórsku pod Kielcami, gdzie wolontariusze z wykrywaczami metalu na podstawie odnalezionych łuskek z broni namierzyli linie plutonów egzekucyjnych i dzięki temu odkryli mogiły ubeckich zbrodni (jednym z zamordowanych był legendarny żołnierz AK, NSZ, WiN, por. Aleksander Życiński ps. Wilczur, o czym jako pierwszy pisał miesięcznik „Zakazana Historia”).

Co więc zrobić z „elementem” poszukiwawczym, odnajdującym dla archeologów czy dla IPN-u mogiły? Zwłaszcza że ochotnicy robią to za darmo, z pasji czy z miłości dla Ojczyzny. Odpowiedź przyszła szybko. Narodowy Instytut Dziedzictwa zorganizował konferencję i szkolenia dla archeologów i konserwatorów zabytków, podczas której wskazywał, aby wystrzegać się nieprofesjonalistów… No bo jak to wygląda? Zaangażowane w poszukiwanie mogił potężne środki państwowe IPN-u, wiedza archeologów – wszystko to w porównaniu z efektami pasjonatów nie najlepiej by wyglądało…

Taki jest obraz ekshumacji ofiar terrorów totalitarnych, zwłaszcza komunistycznego. Jeszcze gorzej rzecz ma się z ekshumacjami żołnierzy niemieckich, których wykopywanie przypomina często finansowy hurt… Rosjanie z kolei wspierają ekshumacje nielicznych żołnierzy, najczęściej tych, którzy są już zidentyfikowani lub zostali pogrzebani w dużej liczbie (jak kopać, to raz a dobrze).

W polskim prawie kwestie dotyczące grobów wojennych i ekshumacji regulowała legislacja, która powstała jeszcze w II RP. Dobra, godna, ale nieuwzględniająca współczesnych wymogów metodycznych i technologicznych. O co chodzi? O coś, co nazywamy ekshumacjami identyfikacyjnymi i naukowymi. To właśnie o taką ekshumację walczy dr Ewa Kurek w Jedwabnem, ponieważ każda inna byłaby jedynie literalnym spełnieniem ekshumacyjnych wymogów, czyli przeniesieniem szczątków ludzkich z jednego miejsca na inne. W przypadku badań ekshumacyjnych współpracują archeolodzy (dokumentacja formy pochówku i zabytków oraz rzeczy osobistych zmarłych, analiza układu ciał w jamie grobowej itd.), antropolodzy (ustalenie płci, wieku, odniesionych urazów, przyczyny zgonu…), genetycy (identyfikacja na podstawie materiału DNA) i poszukiwacze (lokalizacja mogił oraz odnajdywanie dowodów zbrodni i rzeczy osobistych ofiar). Nie ma jednak wymogów prawnych mówiących o jakiejś jednej metodzie ekshumacyjnej. Zresztą gros ekshumacji przeprowadzają w Polsce od początku do końca zwykli grabarze. Nie ma w tym nic złego. Jednak w przypadku próby zidentyfikowania szczątków powinna być zastosowana metoda naukowa zapisana w literze prawa. Była na to szansa przy nowelizacji ustawy o IPN-ie, kiedy oddano Instytutowi wszelkie kompetencje do prowadzenia ekshumacji lub wydawania na nie zgody. O jakości badań ekshumacyjnych jednak prawodawca nie pomyślał. Chodziło przecież głównie o monopolizację rynku ekshumacyjnego. Zdaniem sceptyków IPN będzie wybierał najbardziej medialne groby. Problem jest tylko jeden… To, co robi Instytut (a jego działania ekshumacyjne przecież mają też pozytywne efekty, o których nie wspominam, bowiem pisali o tym tysiąc razy inni dziennikarze), to kropla w morzu potrzeb. Mogiły Wyklętych nie mogą czekać na ekshumacje, jak np. szczątki z okresu wpływów rzymskich. Tu każdego dnia umierają potomkowie, którzy mogą dostarczyć porównawczego materiału genetycznego, niezbędnego do identyfikacji swoich rodziców czy krewnych. Są to często ostatnie miesiące, by syn lub córka Wyklętego doczekali odnalezienia ojca i pogrzebania go w poświęconej ziemi. Dlatego ekshumacyjny wyścig szczurów połączony z wycinaniem konkurencji na rynku ekshumacyjnym oraz legislacyjna próba monopolizacji ekshumacji przez IPN mogą mieć fatalne skutki, zwłaszcza dla rodzin bohaterów. Ośrodków ekshumacyjnych działających metodą archeologiczną powinno być jak najwięcej, ale problem zaczyna się dla wielu wtedy, kiedy trzeba podzielić się obecnością w mediach".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...
A kto powiedział, że zawsze trzeba wytarmosić króliczka za uszy?
Może, czasami, lepiej go w nieskończoność ganiać?

Przecież

http://odkrywca.pl/ipn-szuka-krewnych-wiezniow-niemieckiego-obozu-koncentracyjnego-gross-rosen,761645.html#761645

równie dobrze można w totka zagrać...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie