Skocz do zawartości

Heinz Schön wrócił na Gustloffa"


Rekomendowane odpowiedzi

Nurkowie złożyli na wraku transportowca urnę z prochami Niemca, który ocalał z katastrofy w 1945 r.
Podobna historia zdarzyła się cztery lata temu - wybitny scenograf teatralny Marian Kołodziej chciał, aby jego prochy rozsypano nad terenem obozu Auschwitz-Birkenau. Trafił tam jako jeden z pierwszych, jako jeden z niewielu przeżył - z wytatuowanym na przedramieniu numerem 432. Po śmierci chciał być blisko przyjaciela, którego nazwisko przyjął po wojnie. Nie zgodzono się wówczas i prochy artysty spoczęły w franciszkańskim kościele niedaleko obozu.

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy rodzina starała się wypełnić ostatnią wolę Kołodzieja, pewien Niemiec mieszkający niedaleko Hanoweru powiedział przyjacielowi, że chciałby, aby urnę z jego prochami złożono we wraku Wilhelma Gustloffa". Niemiec nazywał się Heinz Schön i przeżył katastrofę liniowca zatopionego w styczniu 1945 r. przez marynarzy radzieckiej łodzi podwodnej S-13".

Tym razem zgodzono się, a dokładniej zgodził się dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni Andrzej Królikowski - wszystko zależało od niego. Wrak leży 22 mil od polskiego brzegu na wysokości Ustki

- Urzędnik jest nie tylko od pilnowania przepisów, ale przede wszystkim ma służyć ludziom. Trudno odmówić takiej prośbie, szczególnie gdy zna się losy tego człowieka. Konsultowałem się z ministerstwem, uznaliśmy, że w tym przypadku odmowa byłaby nieludzka - mówi Królikowski.

Statek leży za polskimi wodami terytorialnymi, w strefie ekonomicznej, dzięki temu przepisy, które zabraniają pochówku poza cmentarzami można było potraktować mniej dosłownie. Jedynym warunkiem, jaki postawił dyrektor, był polski statek i obecność dwóch naszych nurków wśród czterech schodzących na wrak.

Wojenna mogiła

W 2006 r. Polacy i Niemcy podpisali umowę, aby trzy transportowce zatopione zimą 1945 roku, zwane bałtyckimi Titanikami", zostały uznane za mogiłę wojenną - za nurkowanie w promieniu 500 metrów od wraku grozi grzywna (maksymalnie 200 krotność średniej krajowej) i odebraniem uprawnień.

Szacuje się, że na Gustloffie", Goi" i Steubenie", które pod koniec wojny zostały przeznaczone do transportu uchodźców, utonęło ponad 20 tysięcy osób.

Prawie 70 lat temu - 21 stycznia 1945 r. - rusza operacja Hannibal", tego dnia admirał Karl Dönitz wydaje rozkaz ewakuacji drogą morską personelu szkolnych flotylli okrętów podwodnych z Gdyni i Piławy. Szybki marsz sowieckiej armii i rzezie ludności cywilnej wywołują panikę w Prusach Wschodnich, na zachód ruszają setki tysięcy uchodźców. Większość z nich próbuje dostać się na statki, choć przy tworzeniu planu operacji cywile w ogóle nie byli brani pod uwagę, mogli być okrętowani, gdy zostały wolne miejsca. Z czasem Hannibal" okazał się największą w historii ewakuacją droga morską. W ciągu 15 tygodni kilkaset okrętów i statków transportowych wszystkich typów przewiozło koło miliona uchodźców oraz ponad 300 tysięcy żołnierzy.

Gustloffa" wysprzątali Rosjanie

Wrak leży na żółtym piasku, na 47 metrach głębokości i otwartym morzu - często jest tam dobra widoczność. Wtedy z góry prześwitują promienie słońca. Robi niesamowite wrażenie, dębowe deski pokładu są praktycznie nienaruszone, zachował się także reling.

- Może to niestosowne określenie, ale jest wręcz malowniczy. Otoczony jak woalem, dziesiątkami sieci, na których połyskują haczyki - opowiadają polscy nurkowie, którzy schodzili na Gustloffa", gdy nie obowiązywał zakaz. Wrak przez wiele lat był bardzo popularny, został zlokalizowany przez Rosjan tuż po wojnie, prawdopodobnie w 1948 roku. Na początku lat 50. założyli nad nim bazę i przez trzy lata bagrowali wrak. Nie ma wątpliwości, że wyciągnęli wszystkie wartościowe przedmioty. Podobno doprowadzili nawet na dno kabel prądowy, na pewno - cięli kadłub Gustloffa" palnikami. Gdy Rosjanie odpłynęli, Polskie Ratownictwo Okrętowe podjęło próbę podniesienia wraku. Nie udało się.

Młody hitlerowiec

30 stycznia 1945 r. o godz. 21.16, gdy trzy torpedy w 34 sekundowych odstępach rozrywały burtę statku, Heinz Schön trzymał w ręce szklankę z rumem, zamierzał wypić kilka łyków przed snem.

Dwanaście lat wcześniej 20 stycznia Adolf Hitler przejął władzę w Niemczech i został kanclerzem Rzeszy - wtedy mały Heinz uwielbiał Führera jak nikogo na świecie, uważał go za największego z Niemców. Rok później chłopiec trafił do dziecięcej organizacji Jungvolk - tam nauczył się strzelania z wiatrówki i musztry. Cztery lata później był już w Hitlerjugend i dostał małokalibrówkę, bo młody hitlerowiec jest pewnym strzelcem przed wcieleniem do Wermahtu".

Do Wermachtu nie pójdzie. Marzy o marynarce i dalekich podróżach. Urodzony 3 czerwca 1926 r. błękitnooki blondynek z Jawora na Dolnym Śląsku, gdy ma 16 lat, zdaje wszystkie możliwe egzaminy w sekcji morskiej Hitlerjugend. W 1943 r. staje przed komisją i stara się o przydział do Krigsmarine - odrzucają go ze względu na postępującą krótkowzroczność. Heinz nie ustępuje i zostaje skierowany do pracy w marynarce handlowej. W lutym 1944 roku musztruje się na Gustloffa", dostaje posadę zastępcy ochmistrza i pojedynczą kajutę. Statek w wojennym kamuflażu, zacumowany przy nabrzeżu w Gdyni służy jako koszary dla załóg U-Botów. Gdynia nazywa się Gotenhaffen, już na początku wojny naziści zamienili ją w bazę Kriegsmarine.

Chluba wraca na morze

Heinz o statku wie wszystko, jeszcze w Jaworze prenumerował roczniki morskie, a nowoczesny, bezklasowy liniowiec był chlubą floty pasażerskiej. Jego historia zaczęła się 30 stycznia 1895 r. - to wtedy w Szwerinie na świat przyszedł chłopiec Wilhelm Gustloff. Gdy dorośnie, zostanie szefem NSDAP w Szwajcarii - ma przygotować kraj do połączenia z Rzeszą. Nie zdąży, w 1936 roku zastrzeli go w Davos żydowski student.

Minie kilkanaście miesięcy i Hitler zwoduje w Hamburgu 200-metrowy liniowiec, nada mu imię Wilhelm Gustloff, a mistrz propagandy Joseph Geobbels zadba, by uroczystość zamieniła się w wielką manifestację siły. Statek będzie pełnił funkcję flagowej jednostki organizacji Kraft durch Freude (Siła przez Radość) i woził robotników na wakacje nad norweskie fiordy, na Maderę, Wyspy Brytyjskie i Morze Śródziemne. Przez dwa lata. Potem przestanie być potrzebny i zanim zostanie zacumowany w Gdyni, jeszcze rok pływa - jako morski szpital.

30 stycznia 1945 r. znów wraca na morze - ma na pokładzie 173 członków załogi (wszyscy należeli do NSDAP), 918 oficerów i marynarzy dywizji U-botów, 400 kobiet z pomocniczego korpusu Kriegsmarine, 162 rannych żołnierzy Wermachtu oraz tysiące uciekinierów. Są wśród nich junkrzy, policjanci, gestapowcy, działacze partyjni wraz z rodzinami. Szacuje się, że na statek tego dnia mogło dostać się nawet 10 tysięcy osób. Większość z nich to kobiety i dzieci.

Jak zabawki rzucone na fale

Gdy trzy torpedy rozerwały kadłub, Gustloff" jeszcze godzinę utrzymywał się na powierzchni. Tonął w pełnym blasku, bo generatory prądu jakimś cudem działały, ale tylko nieliczni dostali się na szalupy. Schön, jak setki tych, co nie zginęli wewnątrz statku, dryfował w lodowatej wodzie - tej nocy temperatura powietrza spadła poniżej -20 st. Celsjusza, a woda w Bałtyku miała zaledwie kilka stopni powyżej zera. Ludzie krzyczeli, wołali o pomoc, chwytając się zalodzonych krawędzi łodzi. Ci, co mieli więcej siły, walczyli z pasażerami, którym udało dostać się na szalupy. Jednak z każdą minutą nawet najsilniejsi słabli, a ręce coraz bardziej drętwiały im na mrozie. Morze podrzucało ich jak plastikowe zabawki rzucone na fale. Pływacy powoli, jeden po drugim, zapadali się w toń, inni wisieli martwi w kapokach.

Krzyki umierających będą prześladować Schöna przez długie lata. Jego na wpółżywego wyciągną marynarze niemieckiego statku, który przypłynął na ratunek. Z zatopionego statku ocaleją 1253 osoby.

- Zanim doszło do katastrofy, byłem rozentuzjazmowanym hitlerowskim chłopcem - Schön napisze po latach w jednej z książek, wyda ich ponad 20. Kilka z nich dotyczyć będzie katastrofy Gustloffa". Przez całe życie będzie zbierał świadectwa tych, co przeżyli. Z nazisty stanie się pacyfistą i krytykiem III Rzeszy. Na podstawie tych publikacji powstaną scenariusze filmów o tragedii Gustloffa", a Guenter Grass, posiłkując się jego notatkami, napisze Idąc Rakiem".

Heinz pierwszy reportaż poświęcony zatonięciu Gustloffa" opublikuje w 1949 r. Kończy wtedy Akademię Administracji, ma też etat w dziale kultury Urzędu Miejskiego w Getyndze. W 1953 przeprowadza się do Herfordu i do emerytury jest dyrektorem nowo wybudowanego teatru miejskiego.

- Niech będzie dla nas przestrogą - napisze w najbardziej znanej ze swoich książek Tragedia Gustloffa". - Tragizmem naszych dni jest obawa, że mimo nieszczęść i krwawych ofiar ostatniej wojny istnieje nadal niebezpieczeństwo, że pewnego dnia utonie jeszcze większy statek, tak wielki jak cały świat.

Ostatnia wola

Umiera spełniony, ocalał i przeżył 87 lat. W pożegnalnej mszy w kościele uczestniczy tylko najbliższa rodzina i przyjaciele, jednym z nich jest Matthias Schneider. Poznał Heinza Schöna na przyjęciu urodzinowym u jakiegoś armatora - nie mogli przestać ze sobą rozmawiać. Wspólna pasja - wraki Bałtyku, połączyła ich na lata. Schneider, znany niemiecki nurek wrakowy, od razu polubił dużo starszego kronikarza operacji Hannibal". To właśnie Matthiasowi Heinz wyznał, że po śmierci chciałby spocząć we wraku Gustloffa". Kiedy zmarł, Schneider powiedział o tym rodzinie. Żona, trójka dzieci, ośmioro wnuków i trzech prawnuków - wszyscy od razu zgodzili się, ale sprawa wcale nie była prosta. Nurek spodziewał się sporych problemów ze strony Polaków. Musiał przecież uzyskać zgodę na pochówek we wraku.

Gdy okazało się, że Andrzej Królikowski zachował się po ludzku", od razu ruszyły przygotowania - termin rejsu wyznaczono na 10 maja. Do wyprawy został wytypowany statek Litoral", w nurkowaniu mieli wziąć udział Tomasz Stachura i Krzysztof Wnorowski, oprócz Schneidera drugim niemieckim nurkiem był Andreas Klöft.

Spiralny ślad na wodzie

Urna wykonana z soli i tablica z pamiątkowym napisem miały zostać umieszczone na rufie Gustloffa". Za kilka tygodni, gdy sól rozpuści się w wodzie, prochy rozpłyną się w morskiej toni.

- Zorganizowaliśmy mu prawdziwy morski pogrzeb - mówi Wociech Jechna, Kaszub z Gdyni, od 10 lat właściciel Litorala". Kilkunastometrowa jednostka służy jako baza dla nurków. Z Matthiasem Schneiderem Jechna poznał się rok temu, gdy Niemiec wynajął łódź. Z polskimi nurkami zna się od lat.

W piątek, 10 maja, Litoral" ruszył wcześnie rano z portu w Władysławowie. Dzień był wyjątkowo bezwietrzny, nad głowami pasażerów i załogi wisiały ołowiane chmury, a morze wyglądało jakby drzemało. Południowy Bałtyk żegnał Heinza Schöna wyjątkową ciszą.

Gdy po czterech godzinach Litoral" dopłynął nad wrak, kapitan Jechna poprowadził ceremonię.

- Opuściliśmy do połowy polską bandera, pod nią powiewała czarna szlafka. Urnę wcześniej położyliśmy w honorowym miejscu, na czarnym aksamicie, obok płonął znicz. Najpierw kilka słów powiedział Matthias, potem ja pożegnałem Schöna. Jako kapitan wysłałem go na ostatnią wachtę.

Potem rozległy się szklanki, trzy podwójne i czwarta, pojedyncza. Zgodnie z rytuałem Jechna wlał do morza kieliszek rumu dla Neptuna, kolejny dla Schöna i spytał nurków, czy też wypiją. Odmówili, ale obiecali, że zaraz po powrocie - wychylą za przyjaciela.

Wrócili po kilku godzinach.

Zanim ruszyli w powrotną drogę, Litoral" czterokrotnie opłynął wrak, w tym czasie pasażerowie rzucali z rufy kwiaty. Wedle morskiego obyczaju spiralny ślad, który powstaje na wodzie, powinien skłonić do refleksji nad życiem i śmiercią.

Heinz Schön może znów uważać się za szczęściarza, nurkowie, którzy złożyli urnę z jego prochami, byli pierwszymi, którzy zeszli na wrak od 2006 roku.



Cały tekst: http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,14102715.html#BoxSlotII3img#ixzz2WHgKEfsm
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie