Skocz do zawartości

Mur w Berlinie. Tunelem do wolności


Rekomendowane odpowiedzi

Nazywano ich kretami. Z narażeniem życia kopali tunele pod murem berlińskim. Zza żelaznej kurtyny wydostawali rodziny, narzeczone, przyjaciół.

W niedzielę 13 sierpnia 1961 roku Joachim Neumann jest na wakacjach nad Bałtykiem. Rano budzi go kolega. Ma sensacyjną wiadomość: „Zamknęli Berlin Zachodni!”. Neumann studiuje w tym czasie inżynierię budowlaną w NRD-owskim Chociebużu. Łudzi się, że dla niego nic się nie zmieni.

„Nikt nie ma zamiaru wznosić muru”

Fritz Mie też jest tego dnia na urlopie, tyle że w RFN. Jego życie od razu wywraca się do góry nogami. Do tej pory mieszkał w dzielnicy Köpenick w Berlinie Wschodnim, a studiował na Uniwersytecie Technicznym w zachodniej części miasta. Teraz decyduje się zostać na Zachodzie. Neumann i Mie nie wiedzą jeszcze, że półtora roku później spotkają się w Berlinie. Będą razem kopać tunel pod murem, który podzielił miasto.

Ten mur stanął po to, żeby uratować komunistyczną dyktaturę. Od 1945 do 1961 roku z terenu NRD uciekło na Zachód 2,65 miliona osób. W tej fali byli głównie ludzie młodzi, często dobrze wykształceni. Wschodnioniemieckiej gospodarce groziła katastrofa. Komunistyczni dygnitarze za wszelką cenę chcieli zatrzymać ten exodus.

Jeszcze 15 czerwca 1961 roku przywódca NRD Walter Ulbricht zarzeka się na konferencji prasowej: „Nikt nie ma zamiaru wznosić muru”. Dwa miesiące później ulice prowadzące do Berlina Zachodniego zostają zablokowane. Tysiące ludzi z dnia na dzień zostaje odciętych od uczelni i pracy. Czasami rozdzielone są rodziny.

W pierwszej chwili trudno jeszcze mówić o murze. Wzdłuż granicy pojawiają się prowizoryczne zasieki z drutu kolczastego. Do września 1961 roku kilkuset osobom udaje się uciec do Berlina Zachodniego. Ale granica jest strzeżona coraz pilniej. Już 24 sierpnia podczas próby ucieczki ginie od kuli młody krawiec Günter Litfin.

W pierwszych miesiącach bramą do wolności są jeszcze kanały ściekowe. Tylko pod Gleimstrasse przedostaje się w ten sposób do Berlina Zachodniego 150-200 osób, a pod Alte Jakobstrasse – nawet 200-250. W kanałach szybko pojawiają się kraty, a nawet mikrofony i urządzenia alarmowe. Ostatnia grupa uciekinierów przechodzi rurami ściekowymi w połowie października. Później, jak napisze „Der Tagesspiegel”, przedostać się tą drogą mogą już tylko szczury.

Potrzebni są kurierzy

Reżim NRD czuje się coraz pewniej i przykręca śrubę. Kolega Joachima Neumanna, który studiował w Berlinie Zachodnim, zostaje skazany na osiem lat więzienia. Krążą pogłoski, że wprowadzona zostanie obowiązkowa służba wojskowa (stanie się tak w styczniu 1962 roku). Neumann ma podpisać zobowiązanie, że gotowy jest bronić socjalistycznego państwa z bronią w ręku.

Do tej pory próbował po prostu nie zwracać na siebie uwagi. Wstąpił nawet do komunistycznej młodzieżówki FDJ. Teraz ma dość narastającej atmosfery terroru. We wschodnich Niemczech nic go nie trzyma. Dziewczyna, w której się kocha, jest mężatką. Prosi więc znajomych o pomoc w ucieczce na Zachód. W grudniu 1961 roku udaje mu się opuścić NRD z cudzym szwajcarskim paszportem. Jeszcze w tym samym miesiącu podejmuje studia na Uniwersytecie Technicznym w Berlinie Zachodnim. Także dwaj bracia Fritza Mie opuszczają Niemcy Wschodnie z fałszywymi papierami. W styczniu 1962 roku kontrole są zaostrzone. Wszyscy, którzy wjeżdżają do Berlina Wschodniego, są rejestrowani. Wyjechać mogą tylko ci, których nazwisko jest na liście.

Od znajomego Neumann dowiaduje się o grupie, która pod dworcem kolejki miejskiej Wollankstrasse kopie tunel pod murem. Podziemny korytarz zapada się jednak i projekt trzeba porzucić. Ale pomysł zostaje. Neumann otrzymuje list z Berlina Wschodniego. Dziewczyna, w której się kochał, pisze, że jest gotowa zostawić męża i uciec na Zachód. Neumann ma więc dodatkową motywację.

Do pokonania są jednak problemy logistyczne. Oczywiste jest, że wylot tunelu po NRD-owskiej stronie nie może wychodzić wprost na ulicę. Najlepsza jest nieużywana piwnica. Ktoś jednak musi obejrzeć to miejsce i sprawdzić, czy nie ma tam betonowej podłogi. Przebijanie się przez beton to zbyt duży hałas, który mógłby zdradzić śmiałków.

Potrzebni są kurierzy, ale mieszkańcy Berlina Zachodniego nie są wpuszczani do NRD. Legalnie przejść na drugą stronę muru mogą tylko obywatele zachodnich Niemiec lub cudzoziemcy. Ich główne zadanie to dotrzeć do wskazanych osób w Berlinie Wschodnim, podać im miejsce i godzinę ewakuacji oraz hasło.

Tunel jest niewiele wyższy i szerszy niż karton używany do przeprowadzki. Ale i tak trzeba gdzieś odkładać ziemię i pilnować, by korytarz nie zboczył z wyznaczonej linii. I by konstrukcja była solidna.

Ktoś musiał zdradzić

Władze Berlina Zachodniego idą kretom na rękę. – Mogli nas aresztować za nielegalne posiadanie broni albo fałszowanie dokumentów. Nic takiego nie miało miejsca. Przeciwnie, urzędy dostarczały nam informacji. Dostawaliśmy na przykład plany kanałów ściekowych – mówi w rozmowie z „Newsweekiem” Fritz Mie.

Krety pracują za darmo, ale przedsięwzięcie i tak kosztuje. Budowę pierwszego tunelu, przy którym pracuje Neumann, finansuje amerykańska telewizja NBC. W zamian dostaje na wyłączność prawa do filmowania. Roboty ruszają latem 1962 roku w piwnicy nieczynnej fabryki przy Bernauer Strasse. Grupa pracuje na dwie zmiany. W każdej po cztery-pięć osób. Jeden kopie, drugi ładuje ziemię na taczkę, dwaj następni wyciągają taczkę na górę. Jeśli w ciągu doby uda się posunąć o dwa metry naprzód, można mówić o dużym sukcesie. – Nasza największa obawa była taka, że w którymś momencie obsunie się ziemia i droga powrotu zostanie odcięta – wspomina Neumann.

Ale pojawia się inny problem: korytarz ma już 40 metrów, gdy do środka wdziera się woda. Okazuje się, że została uszkodzona rura wodociągowa. Grupa zawiadamia urząd inżynierii wodnej z Berlina Zachodniego i rura zostaje naprawiona. Problemy z wodą pojawiają się jednak także po wschodniej stronie i trasę tunelu trzeba skrócić. Dla Neumanna to fatalna wiadomość: jego ukochana nie zdąży wrócić z urlopu w Tatrach. Ale nie można zwlekać. Po wydrążeniu 135 metrów tunelu krety dokopują się do piwnicy przy Schönholzer Strasse. 14 i 15 września ewakuują 29 osób.

Neumann nie rezygnuje. Po kilku tygodniach zaczynają kopać w tej samej fabrycznej piwnicy przy Bernauer Strasse. Tym razem posuwają się po skosie – do Brunnenstrasse. W lutym 1963 roku docierają do piwnicy, ale w pomieszczeniu słychać szmery. To bezpieczniacy. Ktoś musiał zdradzić. Kretom udaje się wycofać, ale cała robota idzie na marne. – Strasznie się spiliśmy ze zmartwienia – wspomina Neumann. Co gorsza, w Berlinie Wschodnim dochodzi wkrótce do serii aresztowań. Do więzienia trafia m.in. ukochana Neumanna. Spotka tam jego matkę, skazaną za rzekomą pomoc w ucieczce syna.

Krety są zdeterminowane. Chcą jak najszybciej pomóc tym bliskim, którzy są jeszcze na wolności. Tym razem wybierają inne miejsce. W marcu 1963 roku drążą tunel w opuszczonej nastawni kolejowej w dzielnicy Wedding. Chcą dotrzeć do Kopenhagener Strasse w dzielnicy Prenzlauer Berg.

Zdarzają się ofiary śmiertelne

Dwanaście osób na dwie zmiany plus pomocnicy, którzy m.in. dostarczają napoje. Uczniowie na lewym zwolnieniu, studenci, którzy urwali się z zajęć, rzadziej pracownicy, którzy specjalnie wzięli urlop. – Osiem godzin pracy, osiem godzin snu. Nigdy w życiu nie pracowałem tak ciężko – mówi „Newsweekowi” Mie. Najtrudniej ma ten z przodu. Kopie na leżąco albo na klęczkach.

Nastroje w grupie są jednak dobre. Nikt nie zwraca uwagi na ból otartych kolan. Po czterech tygodniach posunęli się o 80-85 metrów. Są już po wschodniej stronie, coraz bliżej celu. Nagle niemiła niespodzianka: kurier wysłany do Berlina Wschodniego spostrzega, że nad tunelem obniżył się poziom jezdni. NRD-owscy pogranicznicy mogą to zauważyć. Dalsze kopanie to zbyt duże ryzyko. – Byliśmy uzbrojeni. Ale tylko po to, żeby czuć się spokojniej– tłumaczy Mie. Wschodnioniemieckie służby są wyposażone o niebo lepiej. To konfrontacja amatorów z profesjonalistami. Zdarzają się ofiary śmiertelne. W marcu 1962 roku od kuli bezpieczniaka ginie 27-letni Heinz Jercha. Trzy miesiące potem taki sam los spotyka 22-letniego Siegfrieda Noffke.

Neumann zaczyna tracić nadzieję. Przyjaciele, których chciał ściągnąć do Berlina Zachodniego, są za kratami. Postanawia więc nadrobić zaległości na uczelni i tylko czasami pomaga przy budowie tuneli. Spotyka się z koleżanką ze studiów. Ale wciąż nie może zapomnieć o dziewczynie zza żelaznej kurtyny.

Koledzy Neumanna wynajmują tymczasem nieczynną piekarnię przy Bernauer Strasse. Pierwszy tunel drążony z tego miejsca jest źle obliczony i zamiast do piwnicy, wychodzi na plac. Udaje się ewakuować tylko trzy kobiety. Nowe prace ruszają w kwietniu 1964 roku. Tym razem kopią głębiej, nawet 12 metrów pod ziemią, żeby uniknąć rur i spotkania z coraz lepiej przygotowaną bezpieką. Będzie to najdłuższy (145 metrów) i najdroższy tunel pod murem berlińskim. Wsparcie finansowe zapewni m.in. tygodnik „Stern” i osoby związane z rządzącą w RFN chadecką CDU.

Grupa dokopuje się do nieużywanego już wychodka na podwórzu przy Strelitzer Strasse. 3 października Neumann ma pomagać w ewakuacji. Przypadkiem tego dnia znajduje w skrzynce list. Jego ukochana pisze, że została przedterminowo zwolniona z więzienia. W ostatniej chwili udaje się posłać do niej kuriera. Wieczorem dziewczyna jest już w Berlinie Zachodnim. Pół roku później biorą ślub. Są razem aż do jej śmierci w 2005 roku.

Najpilniej strzeżona granica na świecie

W sumie 3 i 4 października przez wychodek przy Strelitzer Strasse ucieka z NRD 57 osób. Ale wśród ludzi, do których dotarli kurierzy, są przypadkiem szpicle wschodnioniemieckiej bezpieki. Przed północą 4 października u wejścia do tunelu pojawiają się dwaj mężczyźni, którzy nie znają umówionego hasła „Tokio”. Budzą jednak zaufanie. Twierdzą, że za chwilę przyprowadzą jeszcze swojego kolegę. Krety decydują się czekać. To błąd, który może ich drogo kosztować. Nieznajomi sprowadzają posiłki. Na podwórzu dochodzi do strzelaniny. Kretom szczęśliwie udaje się wycofać. Na miejscu ginie 21-letni pogranicznik Egon Schultz. Trafia go zabłąkana kula kolegi, ale komunistyczne władze tuszują ten niewygodny fakt. Schultz zostaje ogłoszony bohaterem, który zginął z rąk imperialistów. Jego imieniem nazywane są ulice i szkoły. Dopiero po zjednoczeniu Niemiec i otwarciu archiwów bezpieki prawda wychodzi na jaw.

Tunel przy Strelitzer Strasie to największy sukces berlińskich kretów. Ale ich czas dobiega końca. W następnych latach granica jest już dobrze zabezpieczona. W ziemi pojawiają się sondy. Domy w sąsiedztwie muru są wyburzane, więc kolejne tunele musiałyby być coraz dłuższe. Mimo to w 1972 i 1973 roku dwóm rodzinom udaje się jeszcze przedrzeć pod ziemią do Berlina Zachodniego. To nietypowe tunele, bo kopane od strony wschodniej. W sumie ucieka wówczas 12 osób.

Dietmar Arnold i Sven Felix Kellerhoff, autorzy książki „Die Fluchttunnel von Berlin”, udokumentowali 70 tuneli drążonych pod murem berlińskim. Pierwszy gotowy był w październiku 1961 roku. Ostatnia, nieudana próba podziemnej ucieczki miała miejsce w kwietniu 1982 roku. Tylko co czwarty projekt skończył się sukcesem. Ale i tak udało się ewakuować ok. 250 osób. Jest i druga strona medalu. W związku z budową podziemnych tuneli służby NRD przeprowadziły ponad 200 aresztowań.

W latach 70. i 80. granica dzieląca Berlin ma opinię najpilniej strzeżonej na świecie. Wciąż jednak zdarzają się śmiałkowie, który próbują sforsować coraz lepiej zabezpieczony mur. Działają również szmuglerzy, którzy za pieniądze przerzucają ludzi przez granicę. Od osoby lub rodziny żądają 10-50 tys. marek. Fritz Mie próbuje przemycać przez granicę antyki. Wpada, ale kończy się na karze finansowej. Joachim Neumann zawodowo planuje tunele, m.in. ten słynny pod kanałem La Manche.

Historia tuneli w Berlinie ma jeszcze jeden rozdział. 27 czerwca 1995 roku grupa przestępcza, którą kieruje pochodzący z Syrii Khaled Al-Begas, napada na filię Commerzbanku w berlińskiej dzielnicy Schlachtensee. Biorą 16 zakładników i po negocjacjach z policją dostają 5,6 mln marek okupu. Uciekają tunelem, który prowadzi do oddalonego o 150 metrów garażu. Inne czasy, inne cele – ale ta sama metoda.

http://www.newsweek.pl/historia/mur-w-berlinie--tunelem-do-wolnosci,82685,1,1.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawda jest taka, że człowiek nie ważne jakiej narodowości czy wyznania, po zniewoleniu zawsze ale to zawsze będzie dążył do ucieczki. Taka już nasza natura. I to właśnie podoba mi się u ludzi, że w momencie zagrożenia zaczynamy współpracować i działać razem. Szkoda tylko że na krótko to nam zostaje...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej

Jedna z najfajniejszych historii to ucieczka, a raczej ucieczki braci Bethke. Było ich trzech i po kolei prysnęli na Zachód wszyscy na przestrzeni 15 lat.

Najstarszy, Ingo, zwiał w 1975. Było to krótko po odbyciu przez niego obowiązkowej służby wojskowej, podczas której służył w wojskach granicznych. Znał więc dobrze miejsce planowanej ucieczki, rozkład patroli itp. 22 maja '75 tuż przed północą przeciął ogrodzenie z siatki i przeczołgał się przez pole minowe, testując grunt przed sobą za pomocą drewnianego kloca. Po dotarciu na brzeg Łaby nadmuchał przyniesiony z sobą gumowy materac i przepłynął na nim na drugi brzeg. Na rzece były łodzie patrolowe, jednak Ingo wiedział że o tej porze roku zwykle są silne mgły i faktycznie udało mu się przemknąć.

Młodszy od niego Holger uciekł w 1983, z pomocą kolegi oraz brata z którym opracowali sobie sposoby bezpiecznej komunikacji z zachodnią stroną. Holger pracował jako elektryk, przeciągał między innymi przewody napowietrzne i stąd zapewne wziął mu się taki plan. Wymagało to sporo wprawy i przygotowań. Razem z tym zaufanym kolegą ćwiczyli dłuższy czas strzelanie z łuku i sztuczki z linami, tłumacząc to chęcią występu w telewizyjnym konkursie dla amatorskich zespołów cyrkowych. I faktycznie uciekli w dosyć cyrkowy sposób. 31 marca '83 po południu Holger Bethke i jego pomocnik, w ubiorach roboczych elektryków, z linami, kablami i narzędziami weszli na poddasze 5-piętrowego budynku stojącego w pobliżu berlińskiego muru. Doczekali tam do północy, po czym Holger wystrzelił strzałę z łuku, z przywiązaną cienką żyłką wędkarską, nad murem do parku w Berlinie Zachodnim (ściślej udało mu się to dopiero po kilku próbach). Czekający po drugiej stronie Ingo zabezpieczył żyłkę, po której następnie przeciągnięta została mocniejsza linka, a po niej - solidna lina stalowa, mogąca utrzymać ciężar człowieka, którą Ingo przymocował do samochodu i napiął, cofając wóz. Następnie Holger i jego kolega zjechali kolejno po linie, używając rolkowych przyrządów i uprzęży własnej roboty.

Dwaj przebywający na zachodzie starsi bracia postanowili teraz wyciągnąć najmłodszego, Egberta, i zrobili to w równie spektakularny sposób. Sprzedali bar, który prowadzili w Berlinie i wyjechali na jakiś czas do Belgii, gdzie przeszli kurs pilotażu samolotów ultralekkich. Następnie zakupili dwa takie maluchy, dwumiejscowe pchacze, z podrasowanymi silnikami i wrócili z nimi do Berlina. Samoloty pomalowali na kolor oliwkowy, nanieśli osyjskie" znaki i czerwone gwiazdy na skrzydłach, sami też ubrani byli w wojskowe" uniformy i hełmofony zakupione na targowisku. Pierwszą próbę podjęli 11 maja 1989, przeszkodził im jednak niekorzystny wiatr. W dwa tygodnie później, 26 maja '89 jednak udało im się. Po starcie przekroczyli granicę na wysokości 150 m, na minimalnych obrotach silnika, by uniknąć hałasu. Następnie Ingo wylądował w parku Treptow, w umówionym miejscu, gdzie oczekiwał Egbert. Holger pozostał w powietrzu, prowadząc obserwację terenu. Ingo z Egbertem wkrótce wystartowali i wszyscy trzej bracia ponownie przekroczyli granicę i dla efektu wylądowali na placu przed Reichstagiem :) Całą operację filmowali też za pomocą amatorskich kamer VHS i powstał potem film dokumentalny o nich, zrobiony przez ZDF zdaje się.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie