Skocz do zawartości

Hobbyści chcą wyłowić wrak ze szczątkami 72 dzieci


Rekomendowane odpowiedzi

Ja mam mocno mieszane odczucia. Z jednej strony mówimy o grobie 80 osób a z drugiej ofarom należy się godny pochówek. Jest jeszcze jedna rzecz - nie chciałbym wchodzić do jakiegokolwiek jeziora wiedząc, że jest ono cmentarzem (choć wiemy jak wiele z nich skrywa swoje tajemnice).

Nie jestem zwolennikiem dłubania" w grobach ale powiedzmy sobie też szczerze,że jeżeli nie zostanie to zrobione w sposób kontrolowany to zostanie on rozdłubany w sposób nie kontrolowany i przez niewiadomo kogo.

Oczywiście taki wodnosamolot w ekspozycji to rarytas ale zastanawiam się jaki będzie podpis pod tym eksponatem. Proszę nie traktować tego jako złośliwość bo nią nie jest, z pewnością nie znajdzie się napis rumna 80 osób - głównie dzieci" ale czy inny nie oderwie kontekstu historycznego poza nawias? Jakie będzie podejście turystów do tego eksponatu, do tego muzem?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 74
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Wg. mnie, ten samolot powinien otrzymać status cmentarza.
to jest tak, jakby rozkopać groby obrońców wrześniowych, bo mają przy sobie pięknie zachowane rzeczy.
i nie ważne czy to Niemcy, Polacy, czy Rusy, to byli ludzie, w większości dzieci.
takie jest moje zdanie, czy się komuś podoba czy nie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę , że można spokojnie wrak wyciągnąć a szczątki ludzi zebrać i pochować.Przepraszam , że to powiem ale nie przesadzajmy , że jest to grób i nie porównujmy tego do rozkopywania grobów.Ludzie giną w wypadkach komunikacyjnych czy lotniczych i wyciąga się ich szczątki i szczątki pojazd ów i nie jest to jakieś bezczeszczenie.Gdyby tak było to każdy rozbity samochód czy inny pojazd w którym ktoś zginął powinien być jego grobem i powinien zostać tam gdzie się rozbił.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi sie, ze za duzo padlo slow samolot bedzie atrakcja muzeum" - czyli wynika z tego ze wydobywamy wrak a szczatki przy okazji - wg mnie troche nie hallo. (nikogo nie oskarzam - mam nadzieje, ze to wypociny autora artykulu)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozbudzanie wyobrazni czytających te posty nie przyczyni się do załatwienia sprawy a tylko tak jak napisał PENETRATOR , przyciągnie nad jezioro innych zainteresowanych ! Dlaczego nikt z Górnego Śląska nie wypowie się w tej sprawie? Kto i co już wyciągnął? Czy info na ten temat jest tylko dla elit? To jest przyczyną dlaczego wrak musi być wyciągnięty ! PENETRATOR odkryj proszę więcej faktów jak wiesz !
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak wyciągnął szczękę to ciała pewnie są już poza wrakiem od chwili upadku,bądź ktoś kto buszował spowodował ruch wody i kości się przemieściły..
swoją drogą ciekawą musiał mieć minę ten rybak:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem nie powinno się otwierać tej aluminiowej puszki, inaczej Puszki Pandory" bo będzie to symbol niemieckich ieszczęść", będzie czymś, co wywoła mnóstwo nieprzewidzianych reakcji, będzie źródłem niekończących się dyskusji, wzajemnych żali i kłopotów.
Władysław Gomółka powiedziałby: Woda na młyn rewizjonistów".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam,ze sie wtrącę,Ale czy faktycznie myslicie,ze po tylu latach ten wrak jest nietkniety?ze nikt go nie penetrował,choc okolicznosci katastrofy ,były i sa ogólnie znane?Mysle ,ze w dyskusji bierze udział choc jeden fachowiec i zdaje sobie sprawe z tego ,ze samolot uderzajac w wode napewno uległ powaznym uszkodzeniom,a jak nie powaznym,to lata zrobiły swoje.Uratowała sie jedna osoba.Ale jak?na pewno nie wyszła drzwiami.Samolot musiał złamac sie,lub cos w tym stylu..Wiec sprawa zwłok jest poprostu załatwiona.Te zwłoki juz dawno wypłyneły ,lub zostały znioszczone przez inne czynniki odziaływujace.Jak mamy traktowac to jako grób,to napewno jako grób typowo symboliczny.A wrak samolotu?Mysle ze gra jest warta swieczki-zbyt wielu tego typu reliktów w swoich muzeach nie mamy.Tyle.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wrak Do24 był niestety wielokrotnie penetrowany !Wstyd o tym pisać ale tylko dwie akcje były oficjalnie. Rosyjska w 1987 roku i nasza w maju 2009. Kobieta ,która się uratowała została wypchnięta z wraku pod ciśnieniem wody, ponieważ siedziała przy luku ładunkowym. (otwiera się na zewnątrz!) Kadłub jest złamany na wysokości 3/4 długości. Statecznik poziomy z resztką kadłuba oddzielony tak jak i skrzydło. Więcej informacji niestety nie mogę udzielić. Na forum są z pewnością ludzie którzy mają więcej do powiedzenia a milczą!?
Jest opcja ,że przez otwarte drzwi ładowni zwłoki mogły po katastrofie wypłynąć. W naszym muzeum mamy wyjęte luźne elementy które świadczą o prawdziwej przyczynie upadku samolotu. Zachowany stan tych części jak na 65 lat w mule i wodzie doskonały ! Proszę o poparcie na forum naszej inicjatywy wydobycia wraku ! Fundacja Pamięć zaopiekuje się ewentualnymi ofiarami ( Jeżeli są) A Iren Dornier ( wnuk konstruktora) obiecał przylecieć Do24 ATT w czasie trwania ewentualnej akcji wydobycia. Grupa zrzeszonych i doświadczonych fachowców z całej Polski w tym nam pomoże ! Inne wraki w innych miejscach czekają ! Pozdrowienia Fundacja Fort-Rogowo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli są duże pieniądze na wydobycie wraku, to myślę, że nie ma na co czekać. Sam wrak, pomimo że rzadki egzemplarz, w tym wszystkim powinien być jak najmniej ważny. Liczy się wydobycie szczątków ofiar faszyzmu i godne ich pochowanie, chociażby jednej, nawet najmniejszej kostki od każdej z ofiar.
Pochowanie w poświęconej ziemi, a nie mule! Kto wie, być może koło musi zatoczyć krąg, aby ofiary katastrofy mogły wreszcie przyjąć odpowiednie namaszczenie!Być może,trzeba pomóc im duszom przejść z jednego do drugiego świata.
Proszę kolegów o nie komentowanie w sposób złośliwy mojego postu!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszedłem sobie na strony pewnego pisma o temtyce z zakresu awiacji i tu ciekawostka... w to jezioro uderzyły aż dwa takie wodnosamoloty

http://lotniczapolska.pl/Dornier-w-jeziorze,6783

PS. anty-szkodnik, ja mam również podobne zdanie. Oni są tu chyba najważniejsi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie dziękuję za polemikę ! Oczywiście ten aspekt jest bardzo ważny ale dla mediów tylko event się liczy ! A jak łatwo podpaść pod zarzut propagowania zbrodni i faszyzmu nie muszę na tym forum pisać. Jeszcze raz dzięki. Jezioro ma wiele niespodzianek i to nie tylko te !
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do,ciekawa maszyna.nieważne że niemiecka,i kości być mogą na pokładzie.
Załóżmy że byłby to nasz Łoś
(nieistotne że jezioro nie pasuje swym położeniem do działań Polskich maszyn)zakładając że gdzieś w dzennej" wodzie.
Załóżmy że załoga byłaby na swych miejscach(historia jak z Vixen03"Cusslera)
Tak samo:unikatowa maszyna,założenie obecności szczątków w maszynie.
Wtedy problemy były by mniejsze..
Sponsorzy,media,akcja podniesienia,wojskowy pogrzeb z honorami(zasłużony!)Maszyna do muzeum..
Tutaj dochodzi tylko aspekt polityczny..
że strona niemiecka to i tamto i nasi położą uszy po sobie:(
pozdro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Są dwa dobre rozwiązania. Uznać wrak za cmentarz po czym postawić przy nim całodobową wartę nurków z kuszami żeby nie dopuścić do profanacji ( hieny nie tylko z Polski ale także i z Niemiec i tacy jak ci od napisu z Oświęcimia pewnie już się ślinią) albo wydobyć zwłoki , oraz wrak , zwłoki pochować ( z odpowiednim komentarzem na grobie) a wrak do muzeum . Z odpowiednią tabliczką.
Pytanie które wyjście jest bardziej realne i bezpieczniejsze ??
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całość maszyny ma w tym wypadku znaczenie drugorzędne, tylko w kontekście dokonanej przy okazji zbierania pamiątek" profanacji grobu.
PS nie uważam żeby każda ingerencja w miejsce spoczynku była z automatu profanacją
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...
Gdy policzyć dokładnie wszystkie miejsca, gdzie rzekomo ukryto Bursztynową Komnatę, mogłoby być ich nawet ze sto. Od 65 lat wyobraźnię poszukiwaczy rozpala niewyjaśniona dotąd tajemnica zaginięcia wielkiego skarbu. Ostatni raz widziana była w 1944 roku w Królewcu. Jeden ze śladów prowadzi na dno jeziora Resko Przymorskie.

Nurkowie mówią, że Resko to cmentarz. Choć nad jezioro chętnie ciągną turyści, nie sposób zapomnieć o pogrzebanych na jego dnie ludziach. Położone na Wybrzeżu Trzebiatowskim jezioro obrosło po II wojnie światowej wieloma legendami.

Na początku marca 1945 roku, na wybrzeżu trwały zacięte walki. Niemieckie wojska, pod naporem Armii Czerwonej, cofały się w kierunku Berlina. Oddziały Wojska Polskiego przygotowywały się do ostatecznego szturmu na Kołobrzeg. W leżącym nad Reskiem Przymorskim Rogowie stacjonowała baza niemieckiego lotnictwa, zaś samo jezioro było lądowiskiem dla wodnopłatów Luftwaffe. W ostatnich tygodniach wojny kilkanaście bazujących w Rogowie samolotów tworzyło most powietrzny, którym przeprowadzana była ewakuacja ludności.

W połowie stycznia 1945 roku wystartował również ciężki niemiecki wodnosamolot Dornier Do-24. I tu zaczyna się zamieszanie w relacjach. Na pokładzie miały znajdować się rzekomo ewakuowane dzieci, mogli być to mali pacjenci wywiezieni zabrani ze szpitala, na forach internetowych pojawiła się nawet informacja, że w samolocie znajdowało się siedemdziesiąt osób, ale nie wiadomo, jakie jest źródło tych rewelacji.

- Już po II wojnie światowej pojawiła się kolejna informacja, jakoby na pokładzie samolotu miał znajdować super tajny, dobrze strzeżony ładunek – opowiada Aleksander Ostasz, nurek, poszukiwacz i redaktor naczelny magazynu Nurkowanie". – Dornier obrał kurs na zachód i z pełną prędkością opuścił zagrożony Królewiec. Celem maszyny była jedna z baz na niezajętym przez aliantów terytorium III Rzeszy. Plan lotu zakładał uzupełnienie paliwa w bazie lotniczej w Rogowie.

I tu narodziła się legenda. Po pośpiesznym zatankowaniu samolot wystartował z powierzchni jeziora. Tuż po starcie pojawiły się radzieckie samoloty. Ciężki, wypełniony ładunkiem Dornier nie miał żadnych szans. Trafiony, runął w dół i błyskawicznie zatonął. Niemcy natychmiast próbowali wydobyć zestrzelony samolot. To atychmiast" zwraca uwagę wszystkich badaczy tej sprawy.

- Być może chcieli ratować pasażerów, a być może za wszelką cenę odzyskać utracony ładunek – mówi Aleksander Ostasz – Niestety, próba nie powiodła się. Uniemożliwił ją atak rosyjskiego lotnictwa. Wkrótce do Rogowa wkroczyła Armia Czerwona.

Informacji o zatopionym samolocie nie dało się utrzymać w tajemnicy. Teraz Rosjanie podjęli próbę wydobycia maszyny. Podczas operacji wrak płatowca przełamał się na pół, a z wnętrza wypłynęły zwłoki żołnierza w generalskim mundurze. Co zawierał ładunek samolotu, skoro pilnował go oficer w randze generała? Czy mogła to być słynna Bursztynowa Komnata?

Bursztynowe cudo
Amerykańscy eksperci oceniają dziś wartość bursztynowego dzieła sztuki na kilkaset milionów dolarów. Trudno się dziwić, że to działa na wyobraźnię.

Nazwana ósmym cudem świata, Bursztynowa Komnata została wykonania na zlecenie króla Prus, Fryderyka I Hohenzollerna. Gottfried Wolfram i Ernest Schacht, dwaj mistrzowie bursztyniarstwa z Gdańska, pracowali nad nią przez jedenaście lat. Niezwykłe dzieło ozdobiło królewski gabinet w Pałacu Miejskim w Berlinie.

Po śmierci króla, jego syn, Fryderyk Wilhelm I podarował komnatę carowi Rosji, Piotrowi I. Miał to być dowód przyjaźni pomiędzy władcami i potwierdzenie zawartego sojuszu. Choć niezwykły dar dobrze zniósł trudy morskiej podróży i transport saniami do carskiej rezydencji, do końca życia Piotr I nie zdecydował się na jego wyeksponowanie. Zrobiła to dopiero jego córka, caryca Elżbieta I, która zamontowała Bursztynową Komnatę w reprezentacyjnym gabinecie w Pałacu Zimowym, oficjalnej siedzibie władców Rosji.

Już 10 lat później, w sierpniu 1755 roku caryca podjęła decyzję o przeniesieniu Komnaty do swojej letniej rezydencji, odległego o 25 kilometrów, pałacu w Carskim Siole. Tam przetrwała aż do 1941 roku, gdy stała się łupem wojennym niemieckiego Wehrmachtu.

Niemcy okrzyknęli ją odzyskanym dziedzictwem narodowej kultury i na osobisty życzenie gauleitera Prus Wschodnich, Ericha Kocha, latem 1942 roku przetransportowali do zamku w Królewcu. Dwa lata później zaginął po niej ślad. Narodziła się legenda.

Bezcennego dzieła zaczęli szukać wszyscy. Prywatni poszukiwacze, całe firmy, nawet wywiady i służby specjalne wielu krajów, w tym sowiecki KGB i Służba Bezpieczeństwa PRL. Badania prowadzono nawet w tak egzotycznych miejscach jak kraje Ameryki Południowej. Do dziś co jakiś czas w Internecie pojawia się kolejna relacja o poszukiwaniach komnaty.

- Tymczasem rozwiązanie zagadki może być blisko – mówi Aleksander Ostasz. – Na dnie Reska Przymorskiego.

Na wiele lat po wojnie sprawa Reska ucichła, baza wodnosamolotów przestała istnieć, a w samym Rogowie stacjonowała jednostka Ludowego Wojska Polskiego.

Dopiero w 1987 roku trop leżącego na dnie Reska Przymorskiego samolotu podjęli płetwonurkowie z klubu RIF" z Woroneża i Harcerskiego Klubu Płetwonurków Moana" z Wrocławia. Ponad czterdziestoosobową ekipę wspierali dodatkowo specjaliści wojskowi. Informacje, którymi dysponowali pochodziły od pułkownika Nowikowa, który w 1945 roku opisał zestrzelenie samolotu (choć w jego relacji był to Junkers, a nie Dornier) i zasugerował, że maszyna mogła przewozić skrzynie z Bursztynową Komnatą.

Nurkowie przeczesali dno jeziora, pośród odnalezionych przedmiotów znalazły się nawet lotnicze bomby. Leszek Adamczewski, autor książki aginiona komnata" twierdzi, że eksploratorom udało się również wyciągnąć na powierzchnię część srebrnej zastawy, jakiś wisiorek i pierścionek.

Znaleziono także dokumenty, które utwierdziły poszukiwaczy w przekonaniu, że maszyna wystartowała rzeczywiście z Królewca. Ekipie nurków udało się dotrzeć do fragmentu kabiny samolotu. Reszty nie udało się odnaleźć. Prywatne ekipy, eksplorujące dno jeziora w latach 90. również nie odniosły żadnych sukcesów. Co mogło się więc stać z ważącym prawie 20 ton Dornierem DO-24?

W tym roku do akcji ponownie wkroczyli poszukiwacze. Historia zatopionego samolotu nie dawała spokoju Aleksandrowi Ostaszowi. Dotarł do Jana Mirowskiego, dowódcy płetwonurków Wojska Polskiego, który w 1987 roku brał udział w poszukiwaniach na jeziorze Resko. To pan Mirowski wskazał miejsce, w którym 22 lata jego ludzie trafili na elementy samolotu.

- Czasy się zmieniają - mówi Aleksander Ostasz – Teraz mamy do dyspozycji lepszy sprzęt do podwodnych poszukiwań. Odczyty wykazały, że w badanym miejscu leży duży metalowy obiekt. W grubej warstwie mułu trafiliśmy na fragment kadłuba niemieckiej łodzi latającej Dornier Do 24. Po częściowym odkopaniu udało mi się wejść dwa metry w głąb pogrążonej w dnie ogonowej części samolotu. Byłem prawdopodobnie pierwszym człowiekiem na pokładzie od chwili katastrofy w marcu 1945 roku.

Wśród znalezionych szczątków są elementy oznaczone numerem. Mirosław Huryn, prezes fundacji Fort Rogowo" uważa, że powinno to umożliwić identyfikację samolotu. Można by dzięki temu ustalić przydział taktyczny samolotu i odtworzyć historię jego służby. Można jedynie przypuszczać, że najlepiej zachowana część kadłuba tkwi ciągle w dnie jeziora. Dornier Do-24 to bardzo atrakcyjna zdobycz. Na świecie zachowały się tylko dwa egzemplarze tego samolotu

- Po ostatnich badaniach z Mirosławem Hurynem skontaktowało się wiele osób, to cenni świadkowie – opowiada nurek – Jeden z Niemców twierdzi, że służył w czasie wojny w bazie w Rogowie i że katastrofy zdarzały się tam często. Na dnie może leżeć więcej samolotów. W nich zaś zginęli ludzie.

Nawet jeśli w jeziorze nie ma legendarnego skarbu, to i tak drzemie w nim jeszcze wiele tajemnic.

http://przewodnik.onet.pl/dreszczyk/skarb-zatopiony-na-cmentarzu,1,3293530,artykul.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...
Niemieckie dzieci na dnie polskiego jeziora.

Spokojna tafla jeziora Resko pod Trzebiatowem (woj. zachodniopomorskie) może być myląca. Jezioro, nad którym wczasowicze chętnie zażywają odpoczynku, jest masowym grobem. Jego wody kryją ciała osiemdziesięciorga dzieci, które wielki samolot transportowy pod koniec wojny ewakuował w głąb Niemiec. Maszynę zestrzeliła sowiecka artyleria.

- Za każdym razem, kiedy myślę, że na dnie tego pięknego jeziora znalazły swój grób dzieci, przechodzą mnie ciarki - mówi burmistrz Trzebiatowa Zdzisław Matusewicz. Ta myśl nie daje mu spokoju do tego stopnia, że podjął starania, by wydobyć ciała dzieci i upamiętnić ich śmierć.

Jak doszło do tej tragedii?

To był początek marca 1945 r. Na wąskim pasie lądu – między brzegiem Bałtyku a jeziorem Resko – zgromadziło się 40 tysięcy dzieci i ich opiekunów. Gdy alianckie lotnictwo rozpoczęło dywanowe bombardowania niemieckich miast, zostały wysłane do znanego kurortu Kolberg (dzisiejszy Kołobrzeg), by tam bezpiecznie doczekać, aż Hitler i jego III Rzesza pokonają swych wrogów.

Zamiast sukcesów Niemcy zaczęli odnosić klęskę za klęską i wojna dotarła także do Kołobrzegu. Niemcy zamienili miasto w twierdzę – Festung Kolberg – mającą do końca opierać się ofensywie ze Wschodu.

Kilkadziesiąt tysięcy dzieci znalazło się więc w pułapce. Niemiecki dowódca podjął decyzję, że trzeba je ocalić - wysłać w głąb Niemiec samolotami.

Wielkie transportowe Dorniery Do-24 startowały dzień i noc, mimo trwającego bez przerwy sowieckiego ostrzału. Ale 5 marca doszło do tragedii. Jeden ze startujących samolotów otrzymał postrzał w silnik. Dornier z osiemdziesięciorgiem dzieci na pokładzie spadł do jeziora, na oczach tysięcy ich koleżanek, kolegów, opiekunów. Nikt nie ocalał...

Od kilkunastu lat wrak Dorniera wzbudza zainteresowanie miłośników historii. Nurkowie wyciągają fragmenty kadłuba, przestrzelone blachy poszycia, rzeczy osobiste uciekinierów. Wśród przedmiotów wydobytych z mułu były mały skórzany bucik i fragmenty kartki z elementarza. Na kartce widać fragment napisu: „Ich sehe...” (ja widzę – niem.). Niestety, nikt nigdy nie dowie się, kto i co zobaczył, nim zginął.

Wszystko wskazuje jednak na to, że wrak zostanie wydobyty. Trwa już ustalanie szczegółów przedsięwzięcia, a pomoc w wydobyciu oferują niemieckie organizacje pamięci.

– Na świecie są tylko dwa takie samoloty i kilka szczątków w muzeach. To sensacja, pomijając nawet dramatyczną historię, jaką niesie ze sobą ten wrak – mówi Mirosław Huryn, szef Fundacji Muzeum-Fort Rogowo, która od początku zajmuje się sprawą Dorniera.

Zdaniem dyrektora Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu ciała dzieci mogły zachować się dzięki specyfice podłoża jeziora Resko. Muliste dno mogło sprawić, że szczątki ofiar uległy mumifikacji.

– Podobny przypadek miał miejsce w Kołobrzegu, gdy w wydobytym w pobliżu portu niemieckim samolocie znaleziono dobrze zachowane zwłoki. Dzisiaj spoczywają na pobliskim cmentarzu – wyjaśnia Paweł Pawłowski, dyrektor muzeum.

Czy spoczywające na dnie jeziora Dornier odkryje wkrótce w pełni swoją makabryczną tajemnicę?

http://wiadomosci.wp.pl/title,Niemieckie-dzieci-na-dnie-polskiego-jeziora,wid,14162795,wiadomosc.html?ticaid=1dbb0
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie