Skocz do zawartości

Ziemia Grodkowska miała też swój Katyń?


Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 188
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi

Top Posters In This Topic

obilo mi sie o uszy ze jakies oddzialki walczace z sowietami bronily sie w jakims dworku...chyba w Szadurczycach.No i to przesadzilo o jego losie"

Slyszaleś że jakieś, gdzieś, chyba ? To dobrze, ale nie wiesz do końca w którym kościele te dzwony bily !
Nie byl to bowiem dworek, lecz leśniczówka i nie bylo to w Szadurczycach, lecz w Borach Niemodlińskich. Jak slusznie zauważyl Mowglyn, nie byla to również litewska dyw. panc. SS" bo takowa nigdy nie istniala, ale ten bląd jak widac juz sam zdążyleś poprawić ;)

Polecam na przyszlość najpierw odrobić zadanie domowe".
Bo znowu będzie pala" ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kindzal dziekuje za twoja szybka interwencje w tym temacie!Nie bylo moim zamiarem przedstawienie tego jako faktow historycznych gdyz w tej formie nawet bym nie smial tak opisac w/w zdarzen.Przekazalem tylko opowiesci zaslyszane od miejscowych(co takze traktuje jako mozliwie odbiegajace od prawdy).Byc moze ktos takze sie spotkal z podobnymi przeslankami a to juz moglo by cos znaczyc.Sumujac pewne opowiesci mozna znalezc jakis punkt zaczepienia,i wlasnie o to mi chodzilo.Co do Borow Niemodlinskich to takze czytalem o malych potyczkach ale ich natezenia oraz zacietosc takze budzi kontrowersje.Znalazlem na necie informacje o wydzielonych grupach niemieckich ktore walczyly w rejonie Niemodlina,Opola,Krapkowic a takze Nysy.Byc moze jakies samodzielne" grupki takze starly sie w okolicach Szadurczyc?Piszac o wydarzeniach co do ktorych nie mam pewnosci uzywam zwrotow typu yc moze,chyba..." z wiadomych powodow.Zycze wiekszej wyrozumialosci na przyszlosc.Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
Powracając do tematu, to w czerwcowym wydaniu Odkrywcy, ukazal sie artyklu Lukasza Orlowskiego o poszukiwaniach mogily żolnierzy Bartka" w okolicach Grodkowa.
Cieszę się, że Odkrywca porusza ten temat. Zadziwia mnie jednak pewien rażący bląd w artykle. Wyczytalem tam min. coś takiego:

Zieliński zeznal bowiem, iż byl wysylany po "zatrutą wódkę (kilka godzin po jej spożyciu, oszolomieni partyzanci mieli nie stawiać oporu podczas rozbrajania) do posterunku UB w Niemodlinie, mieszczącym sie w starym palacu. Droga miala zająć godzinę szybkiego marszu. Tymczasem w Niemodlinie nie bylo żadnego palacu, w którym mogli znalezdz się funkcjonariusze urzędu bezpieczeństwa! "

Skąd ta teoria ? Przecież siedziba niemodlińskiego UB mieścila się w starym palacyku ! I żeby o tym sie dowiedzieć wystarczy zerknąć na strony IPNu:

http://www.slady.ipn.gov.pl/portal/sz/559/5847/Dawna_siedziba_PUBP_w_Niemodlinie.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oto i niemodlińska siedziba UBecji:

A tutaj kolejny ciekawy artykul o poszukiwaniach pomordowanych żolnierzy Bartka" :

Śląski Katyń wciąż bez mogiły

Na leśnej polanie między Barutem, a Dąbrówką, na granicy obecnego województwa śląskiego i opolskiego w 1946 roku prawdopodobnie wysadzono blisko 200 mężczyzn ubranych w polskie mundury. Katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej od 8 lat szuka miejsca ich pochówku. Teren wokół upamiętniającego mord pomnika, ufundowanego przez kombatantów przeryto wzdłuż i wszerz. Teraz archeolodzy kopią w miejscu drugiego, niepozornego krzyża. Z głębokiego na półtora metra dołu wyciągają zelówki, metalowe guziki, amunicję. Ciał nie ma. Ale to pierwszy tak istotny ślad od lat.

http://opole.naszemiasto.pl/wydarzenia/1020252.html

http://www.odkrywca.pl/slaski-katyn-wciaz-bez-mogily,655149.html#655149

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie niemodlińskiej UBecji warto przytoczyć odpis z meldunku Inspektoratu Rybnickiego i Opolszczyzny, do Komendy Okręgu AK (Śląskiego)z 1945 roku:

Społeczeństwo śląskie było prześladowane przez funkcjonariuszy urzędów państwowych, a przede wszystkim przez służbę bezpieczeństwa. Zgodnie z napływającymi meldunkami, największe lumpy z szeregów UB i MO działały w Niemodlinie!"

Najslynniejszym" UBekiem niemodlińskim jest zapewne Czesław Gęborski (byly komendant obozu w Lambinowicach).

http://pl.wikipedia.org/w...w_G%C4%99borski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

4 czerwca o godz 17.00 w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Opolu odbyła się prezentacja książki Król Podbeskidzia".
Przy okazji prezentacji odbył się premierowy pokaz filmu Operacja Lawina", będący fabularyzowaną rekonstrukcją tragicznych wydarzeń zamordowania przez bezpiekę ponad 170 partyzantów NSZ. Film został wyprodukowany dla stacji TVN Discovery Historia i udostępniony specjalnie na tą okazję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 weeks later...
„Śledczy z IPN prawdopodobnie natrafili na mogiłę żołnierzy Henryka Flamego ps. Bartek, bestialsko zamordowanych przez ubecję w 1946 roku. Biegły badający szczątki znalezione w pobliżu miejscowości Barut wskazał, że mogą one należeć do zabitego żołnierza NSZ. Biegły badał kość znalezioną w lipcu w domniemanej mogile odkrytej w Barutach. Badanie wykazalo, że jest to męska kość piszczelowa, która nosi ślady gwałtownego uszkodzenia. Wiemy, że partyzanci NSZ zostali zwabieni do budynku, do którego ubecia wrzuciła granaty. Uszkodzenie kości może wskazywać, że to jedna z ofiar granatów – mówi jeden ze śledczych. Teraz teren zostanie jeszcze dokładniej zbadany”.


http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/18/10424/PRZEGLAD_MEDIOW__1517_sierpnia_2009.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 10 months later...
IPN umorzył śledztwo ws. mordu na partyzantach oddziału Henryka Flame.

Katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej po 9 latach umorzył śledztwo w sprawie zamordowania partyzantów z oddziału kpt. Henryka Flame - Bartka". Mordu dokonało UB w okolicach Barutu na granicy woj. opolskiego i śląskiego we wrześniu 1946 r.
- Śledztwo zostało umorzone, bo ustaleni przez nas sprawcy zbrodni nie żyją. Mimo zakrojonych na dużą skalę poszukiwań nie udało się nam odnaleźć grobu pomordowanych - powiedział prokurator Piotr Nalepa z IPN.

IPN ustalił, że egzekucja żołnierzy z oddziału Bartka" była dokładnie zaplanowana przez funkcjonariuszy UB. - Tajna akcja nosiła kryptonim +Lawina+. Na skutek prowokacji członków oddziału zamknięto w murowanej stodole, którą następnie wysadzono w powietrze - relacjonował Nalepa. Według ustaleń śledczych, w Barucie zginęło co najmniej 150 partyzantów. - Dokładna liczba ofiar jest nie do ustalenia - zaznaczył prokurator.

Do zbrodni doszło we wrześniu 1946 roku. UB dokładnie zatarło ślady akcji, stąd śledztwo trwało aż 9 lat. Ustalając przebieg zdarzeń śledczy IPN opierali się głownie na ustnych przekazach mieszkańców Barutu, którzy w 1946 roku widzieli ciężarówki, jakimi przywieziono partyzantów, słyszeli też wybuch i wiedzieli o akcji zacierania śladów przez funkcjonariuszy UB.

Według ustaleń IPN partyzantów zwabiono z Żywiecczyzny na Opolszczyznę, prawdopodobnie pod pretekstem przerzucenia na Zachód. Starsi mieszkańcy Barutu pamiętają ciężarówki pełne młodych ludzi w dziwnych" mundurach - według opisu przypominających uniformy żołnierzy gen. Andersa.

Żołnierze mieli zostać zgromadzeni w budynkach na wzgórzu niedaleko Barutu. Świadkowie wydarzeń twierdzą, że w nocy 26 września 1946 r. budynki wysadzono w powietrze. Szczątki ciał miały być później pozbierane i zakopane. Ostatecznego zatarcia śladów dokonał specjalny oddział wojska.

IPN nie udało się - mimo zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań - odnaleźć grobu, w którym UB zakopało szczątki zamordowanych partyzantów. W akcji poszukiwawczej wykorzystywano georadar - urządzenie, wysyłające w głąb ziemi mikrofale, przetwarzane później komputerowo, dzięki czemu można odtworzyć naruszenie struktury gruntu spowodowane działalnością człowieka.

- Nie trafiliśmy na ślad masowego grobu. Jedyną szansą na odnalezienie szczątków żołnierzy jest teraz przypadkowe odkrycie miejsca ich pochówku - ocenił Nalepa.

Podczas śledztwa Instytutowi udało się ustalić zleceniodawców zbrodni. Byli wśród nich Roman Romkowski - wiceminister ówczesnego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i szef UB, oraz wysoko postawieni funkcjonariusze UB: Władysław Śliwa; Leon Wajntraub; Włodzimierz Ossowski i Jerzy Iwański.

Jednym z funkcjonariuszy odpowiedzialnych za mord był też - według ustaleń IPN - Czesław Gęborski, który w 1945 był komendantem obozu dla przesiedlanych po wojnie Ślązaków w Łambinowicach na Opolszczyźnie. Był oskarżony o spowodowanie śmierci 48 więźniów obozu. Zmarł przed zakończeniem procesu.

http://wiadomosci.onet.pl/2189770,11,ipn_umorzyl_sledztwo_ws_mordu_na_partyzantach_oddzialu_henryka_flame,item.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...
Wyskoczę, jak diabeł z pudełka.

Kindżał- a spotkałeś się ze stosowaniem ( zamiennym ) określenia Akcja Cezary wobec Lawiny?

Usiłuję przebrnąć przez pewne wspomnienia, gdzie jeden z rozdziałów dotyczy ucieczki na Zachód" i gry operacyjnej prowadzonej przez dwóch konfidentów z UB. Pada tam właśnie określenie Akcja Cezary- jako nazwa ogólna całej gry operacyjnej wobec podziemia.

A, że wspomnienia dość pokręcone i mocno ubarwione, to i ewentualnych wpadek w szczegółach sporo.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Możliwości są dwie- podmiot liryczny pomieszał ( choćby z niewiedzy ) lub Cezary byłby naczelnym kryptonimem.

Akcja Cezary pojawia się i jako naczelny kryptonim akcji rozbicia od wewnątrz ( via Londyn" ) podziemia i we wspomnieniach dotyczy tylko niby-ewakuacji Bartka" z oddziałem.


Rysiu- autor, wspominając o Akcji Cezary i wywózce Bartka" w połowie 1948 już dawno siedział w Krakowie...
Nie chcę się teraz tłuc po chałupie, książka jest w sypialni, komp kawałek dalej, ale chronologicznie niekoniecznie pasuje. A zważywszy, że sporo cuda-wianków jest w tych wspomnieniach, to wydają się średnio miarodajne.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to może autor chciał się ,,podpiąć pod ten niewątpliwy sukces bezpieki. Swojego czasu każden ,,towarzysz z bezpieczeństwa" marzył, ba śnił po nocach o udziale w tej operacji . Może więc nieco kreował rzeczywistść tak, jak wspominany w pieśni poniżej Bolesław Drabik ,,Bimberek :

,,Wojną huczał koniec lieta i germaniec grzał sowieta
A po krzakach i po rowach armia kryła się ludowa.
Chłopcy twardzi jak kopiejki a nie jakieś tłuste szwejki
Mieli ruskie karabiny oraz bardzo groźne miny.
Ja o jednym z nich zanucę, który nie był wcale bucem
Choć kałmudźkie rysy twarzy mogły zmylić kronikarzy.
Nosił zacne imię Bolek i nie miewał nigdy kolek a
Bimberek nań wołali bo chlał więcej od moskali.
Bimberek, Bimberek nie jesteś frajerek za tobą podąża
Komuszków szpanerek, Bimberek, Bimberek ty nasz bohaterek
Ty szkopa na kopach wywalisz w cholerę!

Partyzanckie wdziewał stroje aby toczyć krwawe boje,
To wysadził czołg w powietrze,
To udusił szpiega w swetrze!
Dziewuchy z wiosek okolicznych popadały w stan
Liryczny na sam widok partyzanta o imagu eleganta.
Gdy nożyczki brał krawieckie wszystkie bunkry ciął niemieckie,
Miotacz ognia miał prawdziwy, z gruszki tej od lewatywy.
A chwyciwszy w ruki szpadel z fryca robił marmoladę
Albo za pomocą kija oddział szwabów powybijał!

Bimberek, Bimberek nie jesteś frajerek za tobą podąża
Komuszków szpanerek, Bimberek, Bimberek ty nasz bohaterek
Ty szkopa na kopach wywalisz w cholerę!

Gdy już z Niemcem kończył akcję to rodzimą rżnął reakcje
Te kontury PRL-u kreślił Bolek bez aelu.
Wspominamy kogo dzisiaj kombatanta, towarzysza.
I serduszka śpiewa struna „niechaj żyje nam komuna”.
My z stalinowskie wszy, my z partyjniacki mas,
Za gnój, za znój o taki ….
I wieczna walka klas !!!!"

słowa : Leszek Czajkowski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rysiu- odwrotnie. To delikwent, który był partyzantem ( m.in. przeszedł Ojca Jana" ) i miał silne związki z Bartkiem". Co więcej, twierdzi że on miał 100 % pewne ( i przekazane dowództwu Zgrupowania )informacje, że Lawina" i Korzeń"-Kosowski" to konfidenci, którzy z pominięciem UB ( czyli wielokrotna tajemnica ) rozpracowywali m.in. Bartka". Co więcej- Bartek" wszystkim, którzy odmówili wykonania rozkazu o wyjeździe groził rozbrojeniem ( w domyśle sądem wojennym ).

Co ciekawsze, wg autora wspomnień rzecz miała miejsce od sierpnia 1946 ( pojawienie się konfidentów w Zgrupowaniu ). Czyli z Twoją wersją się kalendarz kłóci...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
  • 1 year later...
Znaleziono kości ofiar zbrodni komunistycznej?

Szczątki odkryto na tzw. polanie śmierci koło Barutu w gminie Jemielnica w Opolskim.

Archeolodzy biorący udział w pracach Instytut Pamięci Narodowej uważają, że mogą to być kośćmi żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału Henryka Flame ps. Bartek.

Według relacji naczelnika Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu, a zarazem pełnomocnika prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego dr hab. Krzysztofa Szwagrzyka po dwóch dniach poszukiwań, prowadzonych od wtorku na tzw. polanie śmierci w Barucie, archeolodzy znaleźli, oprócz kilku fragmentów połamanych ludzkich kości, dwie łuski nabojów do pistoletów produkcji rosyjskiej oraz fragmenty skórzanych butów typu wojskowego.

Fragmenty kości są zniszczone w taki sposób, który pasowałby do teorii wybuchu, czyli okoliczności, w jakich Urząd Bezpieczeństwa zamordował koło Barutu około 60 osób" - powiedział PAP Szwagrzyk, który kieruje badaniami w okolicach Barutu.

Uroczysko Hubertus, zwane też polaną śmierci, jest symbolem mordów, których UB dokonało jesienią 1946 r. na ok. 200 żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału Henryka Flamego ps. Bartek. Zdaniem Szwagrzyka ok. 60 z nich zostało zamordowanych właśnie koło Barutu, a pozostali w nieodnalezionym ciągle miejscu na terenie Opolszczyzny.

Z mordów tych ocalał jeden człowiek. Do relacji ocalałego mężczyzny dotyczącej mordu w pewnej willi, gdzie żołnierze Bartka" mieli być nakarmieni i upojeni alkoholem ze środkami nasennymi, a następnie pomordowani strzałem w tył głowy, pasuje kilka miejsc w opolskim. Bierzemy pod uwagę m.in. Stary Grodków, Wierzbie, Łambinowice i Podlesie" - wyliczał Szwagrzyk.

Żołnierze Bartka" zostali podstępem zwabieni przez Urząd Bezpieczeństwa na Opolszczyznę z Podbeskidzia, gdzie walczyli i skąd pochodzili. Operacja miała kryptonim Lawina". Obiecano im przerzut na Zachód. Transport żołnierzy Henryka Flame zorganizowało jednak UB. Pod Barutem, na uroczysku Hubertus, żołnierzy stłoczono w stojącej tam stodole i wysadzono w powietrze.

http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/624967,Znaleziono-kosci-ofiar-zbrodni-komunistycznej
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
Kilkadziesiąt fragmentów kości, ale także części butów wojskowych i broni znaleźli badacze poszukujący masowego grobu żołnierzy Bartka" w Barucie koło Strzelec Opolskich. Jednak mogiły wciąż nie udało się odkryć
Instytut Pamięci Narodowej prowadził przez kilka tygodni prace poszukiwawcze na tzw. polanie śmierci koło Barutu w gminie Jemielnica.

Ich celem było odnalezienie miejsca pochówku żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału Henryka Flamme, ps. Bartek", którzy zostali tam zamordowani jesienią 1946 r. przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Prace badawcze realizowane są w ramach ogólnopolskiego projektu IPN: Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956".

Rozmowa z dr. Krzysztofem Szwagrzykiem

Joanna Bosakowska: W czerwcu zakończyliście badania na polanie śmierci...

Dr Krzysztof Szwagrzyk, IPN we Wrocławiu*: Kończy się pewien etap badań, ale z pewnością jeszcze wrócimy do Barutu, mam nadzieję, że jeszcze w tym roku.

Co udało się odnaleźć podczas badań w czerwcu?

- Kilkadziesiąt fragmentów kości ludzkich, głównie kości kończyn, ale mamy także kilka fragmentów czaszek. Odnaleźliśmy też kilkanaście fragmentów butów wojskowych, kilkadziesiąt naboi, magazynków od broni, fragmentów broni. Wszystko to potwierdza, że w tym miejscu zostali wymordowani ludzie z oddziału Bartka", nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości.

Do poszukiwań używaliście m.in. georadaru.

- Też, ale nie tylko. Prowadziliśmy także odwierty, używaliśmy wykrywacza metali. Na miejscu przez kilka tygodni pracowało kilkanaście osób, od rana do wieczora. Przesiana została każda grudka ziemi. A przecież obszar naszych poszukiwań był olbrzymi.

Jak duży?

- Kilka hektarów. Dokonaliśmy około półtora tysiąca odwiertów. Zdjęliśmy całą warstwę ziemi nie tylko na polanie, ale i w najbliższym otoczeniu, szukaliśmy też w głębi lasu, w miejscach, które pojawiły się w zeznaniach świadków. Nie zbagatelizowaliśmy żadnej informacji. Wykonaliśmy więc gigantyczną pracę. I na tej podstawie mogę powiedzieć, że na pewno szczątki tych żołnierzy zostały stąd zabrane.

Polana śmierci to miejsce, gdzie wymordowano ludzi z oddziału Bartka", potem były tutaj z całą pewnością prowadzone działania maskujące, te szczątki zostały stąd zabrane i wywiezione. W moim przekonaniu gdzieś w pobliskie lasy, których wokół jest bardzo dużo. Gdyby było inaczej, gdyby te szczątki były tutaj na polanie, albo w najbliższym jej otoczeniu, to z pewnością byśmy je znaleźli.

Odkryliście także fundamenty budynku, w którym zginęli żołnierze. Został on wysadzony przez ubeków.

- Fundamenty budynku, stodoły, niektórzy mówią owczarni, stajni, już były odnalezione wcześniej, myśmy je po prostu odkopali, podobnie jak teren wokół. Widać teraz wyraźnie, gdzie były założone ładunki wybuchowe i z której strony szła cała siła wybuchu. W obrębie tych fundamentów znaleźliśmy praktycznie 90 procent tych pozostałości, o których mówiłem wcześniej. Ludzkie szczątki, które odkryliśmy, są popękane, poszarpane, ze śladami mocnych zniszczeń. Nie udało nam się odnaleźć ani jednej całej kości.

Ile osób zginęło w Barucie?

- To była około 60-osobowa grupa. Oni wcześniej musieli zostać podjęci kolacją z alkoholem, do wódki pewnie dodano środki nasenne, dlatego tak łatwo udało się ująć i rozbroić tak dużą grupę partyzantów, wpędzić ich do tej stodoły i wysadzić ją w powietrze. Podobnie zresztą postąpiono z żołnierzami Bartka" w innym miejscu; tam wybrano barak poobozowy i on także po kolacji wyleciał w powietrze.

Czyli tych miejsc na Opolszczyźnie, które stały się miejscem kaźni dla tych partyzantów, jest więcej...

- Tak. Ludzi z oddziału Bartka", w liczbie około 200, ale też z kilku innych oddziałów antykomunistycznego podziemia, przewieziono na Opolszczyznę i wymordowano w trzech, może w czterech różnych miejscach, w tym jedną grupę w Barucie.

Fragmenty kości, które odnaleźliście, były badane?

- Nasi medycy sądowi już na miejscu potwierdzili, że są to kości ludzkie.

Do ilu osób mogły należeć?

- Tego na razie nie wiemy. Będziemy starali się to ustalić, ale potrzeba na to nieco więcej czasu.

A co się z nimi później stanie?

- Szczątki zostaną pochowane. Mamy taki pomysł, żeby je pochować w ramach uroczystości, które odbywają się w Barucie 23 września, czyli w rocznicę mordu.

Nadal jednak w Barucie i pozostałych miejscach będziecie szukać masowych grobów żołnierzy Bartka"?

- Oczywiście. Będziemy badali kolejne obszary lasów, sprawdzali kolejne wątki. Z całą pewnością, dopóki będzie istniał Instytut Pamięci Narodowej, tej sprawy nie odłożymy na półkę.


http://wyborcza.pl/1,75248,12208609,Grobu_zolnierzy_szukamy_do_skutku.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cmentarze wyklęte

Wyklęto ich. Bez wyroków skazano na śmierć i niepamięć. Pozbawiono nawet grobu.


Kiedy w 2000 roku polska antropolog Ewa Klonowski ekshumowała z jaskini Jama Lisać w Bośni ciała wymordowanych osiem lat wcześniej Bośniaków, rodziny zaginionych stały nad płachtą, gdzie składano odkryte kości.

Patrzyły i płakały, pilnowały, rozpoznawały rzeczy. W Barucie koło Jemielnicy ziemia też odkrywa ludzkie kości, ale nad wykopem na Polanie Śmierci nie ma rodzin.

Nie dojechały z Żywca, Wisły czy Ustronia. Nie doczekały się tej chwili po 66 latach.

- Może to tylko kwestia czasu, kiedy się dowiedzą i przyjadą - zastanawia się Paweł Konczewski, szef ekipy archeologicznej. - Zajmujemy się archeologią sądową, szukamy grobów ofiar niedawnych przestępstw, pomagamy w śledztwach. Nie poszukujemy wymarłej populacji, ale ludzi, którzy mają żyjących bliskich, krewnych. Nikt ich stąd nie przegoni.

czytaj dalej
reklama
Ciężarówkami w nieznane

Stanisław Włoch umarł w maju tego roku. Nie doczekał znalezienia szczątków swoich kolegów, towarzyszy broni z oddziału Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem Bartka” - Henryka Flamme.

- Ojciec był dowódcą drugiej grupy - opowiada jego córka Aurelia Włoch. - Kiedyś zabrał mnie do wsi Górki koło Skoczowa i pokazał las, z którego mieli odjechać. Po prostu pomylili się. Przyszli z innej strony tego zagajnika, nie znaleźli ciężarówek. Słyszeli odgłos silników, gdy już odjeżdżały. Ojciec był przesądny. Powiedział dowódcy, że to może być znak i on więcej nie pojedzie.

Pojechali inni. W archiwach UB zachował się dokument z 1946 roku "Plan likwidacji B”, który opisuje, jak zaplanowano całą akcję. Żołnierze Bartka” byli przekonani, że są przez centralę NSZ przerzucani ciężarówkami na Ziemie Zachodnie w rejon Jeleniej Góry, gdzie będą kontynuować walkę z nową, komunistyczną władzą w Polsce.

Tam miało być spokojniej, bo w Beskidach od połowy sierpnia przez lasy i wioski co chwila przechodziła kolejna obława Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W sztabie na Baraniej Górze zapadła decyzja, że oddział podzielony na kilka grup skorzysta z propozycji kapitana Lawiny, przysłanego przez centralę NSZ. Lawina miał zorganizować wyjazd.

- Plan likwidacji powstał latem 1946 roku w Ministerstwie Bezpieczeństwa Wewnętrznego - opowiada dr Krzysztof Szwagrzyk, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej. - Kierownictwo ministerstwa doszło do wniosku, że zamiast organizować wojskowe obławy, walczyć z partyzantami z niewielkim efektem w górach, w ich środowisku, trzeba znaleźć bardziej skuteczną metodę likwidacji.

Do oddziału Bartka wprowadzono kreta, a potem kolejnego, którzy przedstawili się jako przedstawiciele Okręgu Zachodniego NSZ. Główny agent UB kapitan Lawina doskonale odegrał swoją rolę i zdobył zaufanie "Bartka”. Dla uspokojenia dowódcy trzech jego zaufanych ludzi wcześniej faktycznie przerzucono w rejon Jeleniej Góry. Po kilku dniach wrócili i potwierdzili, że wszystko jest dobrze przygotowane.

1 września 1946 roku w lesie koło Wisły czekały na partyzantów ciężarówki, wypożyczone do akcji od Ministerstwa Górnictwa. W kabinach siedzieli ludzie kapitana Lawiny. W jednym wozie złożono broń długą i ciężki sprzęt. Do pozostałych żołnierze wsiadali po kilkunastu tylko z pistoletami.

Spuszczono plandeki na pakach i ciężkie samochody ruszyły. Wieczorem były w Barucie. Przejechały przez wieś i pojechały kilometr leśną drogą do starej, malowniczej leśniczówki. Na polanie za leśniczówką stała murowana stodoła i kamienna owczarnia. Obstawa od Lawiny kazała partyzantom ukryć się na nocleg w stodole.

- Tu miał być punkt etapowy podróży - mówi dr Krzysztof Szwagrzyk. - Ubecy w przebraniach partyzantów postarali się o obfitą kolację z wódką, do której lekarz Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach Iwański wstrzyknął wcześniej środki nasenne. Nad ranem, w czasie snu, cały budynek wysadzono w powietrze za pomocą 5 - 6 min przeciwczołgowych.

Potem UB zebrało zwłoki poległych i gdzieś pochowało. Wybuch był tak silny, że miejscowa ludność jeszcze przez długi czas znajdowała w tej okolicy strzępki mundurów z naszywkami Poland”, dokumenty, listy i fragmenty ciał. Wiemy, że po pewnym czasie mężczyźni z Baruta pod kierunkiem leśniczego zebrali pozostałości ludzkich zwłok, w tym jedną czaszkę i pochowali w innym miejscu. Archeolodzy szukają obu tych grobów.
Kto przeżył, ten podejrzany

Wiadomość o mordach przyniósł pozostałym na Podbeskidziu partyzantom jeden z wywiezionych na Zachód, Andrzej Bujak.

- Opowiadał o miejscowości, której nazwy nie znał - relacjonuje wspomnienia ojca Aurelia Włoch. - Mówił, że w sąsiedztwie było jezioro, a na miejscu jakiś pałacyk, że wcześniej przejeżdżali przez Toszek. Podejrzewam, że "Bartek” wytypował Barut na pod-stawie opisu topografii.

W 1947 roku, kilka miesięcy po mordzie, Henryk Flamme przyjechał do Baruta.

- Wiemy o tym od jego ówczesnej przyjaciółki, pani Ani, która już też nie żyje - opowiada Aurelia Włoch. - Przyjechali tu razem. Bartek” poszedł gdzieś z leśniczym, a ona czekała na nich w leśniczówce. Nie wiedziała, o czym rozmawiali. Leśniczy z Baruta był wcześniej leśniczym w Wiśle i znali się z "Bartkiem”.

Podobno Bujak szedł pieszo do Wisły przez dwa tygodnie. Po powrocie w Beskidy nie zgłosił się sam do oddziału. Partyzanci dowiedzieli się o jego obecności i siłą sprowadzili go do dowódcy. Opowiedział, że wszystkich zabito.

Rzucono granaty do budynku, gdzie spali, a resztę rozstrzelano. Tylko on miał szczęście i ocalał. Dawni towarzysze nie uwierzyli mu. Oddział potraktował go jak zdrajcę, współpracownika UB, którego specjalnie przysłano, żeby skłonił innych do poddania się.

- Nie ma żadnych dokumentów świadczących o współpracy Andrzeja Bujaka z UB - mówi dr Krzysztof Szwagrzyk z IPN. - On był ofiarą tej akcji. Na początku lat 50. uciekł z Polski do Stanów Zjednoczonych w atmosferze podejrzeń, że zdradził swoich kolegów. Zmarł w latach 90. i nigdy nikt nie spisał jego relacji.

- Po przemianach politycznych w 1990 roku napisałam do prokuratury w Gliwicach doniesienie o mordzie na partyzantach w Barucie i wszczęto śledztwo - opowiada Aurelia Włoch.

- Prokuratur chciał przesłuchać Bujaka w polskiej ambasadzie w Stanach, ale jego rodzina powiadomiła polską placówkę, że niedawno zmarł. Kiedy się o tym dowiedział listonosz w Wiśle, zaczął rozpowiadać, że przecież on cały czas pisze listy do Polski. Ale oficjalnie, przed prokuratorem, wycofał się z tych oskarżeń.

Kiedy w Barucie zabijano partyzantów, Henryk Flamme Bartek” był w Katowicach w szpitalu na operacji. Załatwienie mu szpitala akurat w tym momencie było też elementem planu operacyjnego bezpieki. Flamme ukrywał się do lutego 1947 roku, kiedy Sejm ogłosił amnestię dla politycznych. On i pozostali przy życiu członkowie oddziału ujawnili się i skorzystali z amnestii.

- Może dla niego nawet lepiej by było, gdyby zginął razem ze swoimi ludźmi - komentuje dr Szwagrzyk. - Jestem przekonany, że "Bartek” bardzo to przeżył. UB pozwoliło mu żyć ze świadomością, że wyprowadzili go w pole.

Musiał dalej mieszkać wśród rodzin zaginionych partyzantów. Musiał codziennie odpowiadać na pytania wdów, dzieci - gdzie są nasi bliscy? Co się z nimi stało. Prawdopodobnie część podejrzewała go także o współpracę z UB.

Bartek” zginął 1 grudnia 1947 roku. W gospodzie w Skoczowie zastrzelił go funkcjonariusz MO po służbie, Rudolf Dadak. Podobno to była samowola, ale morderca nigdy nie stanął przed sądem. W ubeckich archiwach zachowała się fotografia zwłok Henryka Flamme, polskiego niepodległościowego bohatera, leżących wśród krzeseł i stolików z ceratami.
W czaszkach będzie dziura

Na początku lat 90. o sprawie Baruta zrobiło się dość głośno. Prasa opublikowała kilka artykułów, podając mój numer telefonu do kontaktu - wspomina Aurelia Włoch.

- Zadzwonił do mnie wtedy były żołnierz Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, że wie coś na ten temat. Pojechałam do niego do domu pomocy społecznej na rozmowę. To on opowiedział mi, że stu członków oddziału "Bartka” rozstrzelano w dołach gdzieś w rejonie Łambinowic.

Ponownie powiadomiłam o sprawie prokuraturę w Opolu. Szukali śladów, podobno nawet znaleźli u jakiegoś byłego ubeka charakterystyczny lotniczy zegarek, który nosił Jan Przewoźnik Ryś”, zastępca Bartka.

Trzecie śledztwo w sprawie mordu na partyzantach w 2002 roku rozpoczął pion śledczy IPN. Prokurator Piotr Nalepa umorzył je w 2010 roku. Ustaleni wtedy sprawcy zbrodni - wiceminister Roman Romkowski, naczelnik departamentu w MBP Władysław Śliwa, szef UB w Cieszynie Leon Wajntraub, Włodzimierz Ossowski, Jerzy Iwański - już nie żyli.

Mimo poszukiwań w Wierzbiu koło Łambinowic, na terenie dawnego lotniska w Starym Grodkowie, nie udało się odnaleźć ciał. A w kryminalistyce obowiązuje zasada: nie ma ciała, nie ma zbrodni.

Śledczy z pewnym trudem dotarli też do kapitana Lawiny - Henryka Wendrowskiego, agenta, który wprowadził oddział "Bartka” prosto w zasadzkę. Po akcji szybko awansował. W 1968 roku został na pięć lat ambasadorem Polski w Kopenhadze.

- Nic nie wiedziałem o planowanym mordzie - mówił śledczym emeryt Wendrowski (zmarł w 1997 roku). - Byłem przekonany, że zostaną dowiezieni do siedziby Urzędu Bezpieczeństwa w Katowicach i aresztowani, a potem staną przed sądem.

Przesłuchano natomiast awróconego” żołnierza KBW i informatora Aurelii Włoch, Jana Zielińskiego.
- Nad ranem przystąpiliśmy do akcji - opowiadał. - Włodzio Ossowski, który w 1959 roku wyjechał do ZSRR, nożem fińskim zasztyletował wartownika grupy "Bartka”. Przez okna ktoś wrzucił do środka dwa granaty. Po wybuchu większość ludzi żyła, zaczęli uciekać. Byli oszołomieni wybuchem i wypitym wcześniej alkoholem. Wszystkich wyłapaliśmy.

- Po wysadzeniu stodoły w Barucie przewiezienie tu kolejnej grupy partyzantów było zbyt ryzykowne. Mogli się zorientować, przecież wokół tego miejsca jeszcze przez wiele dni na drzewach wisiały strzępy ludzkich ciał - mówi dr Krzysztof Szwagrzyk.

- Dwie kolejne grupy przywiezione na Opolszczyznę w odstępach 2-3 dni trafiły w inne miejsca. Z 90-procentową pewnością możemy powiedzieć, że drugą grupę podobnie wysadzono w powietrze w baraku na terenie lotniska w Starym Grodkowie. Ich szczątków również będziemy szukać. Inaczej było z trzecią grupą.

Trafili do starej willi, gdzie też dostali kolację z alkoholem zaprawionym środkiem nasennym. Potem do środka wrzucono wiązkę granatów ogłuszających. Część partyzantów próbowała się bronić, ale wyłapano ich wszystkich. Rozebrano do naga, zaprowadzono kolejno do dołu wykopanego w pobliżu i zabijano strzałem w tył głowy, jak w Katyniu. To z tego miejsca uciekł Andrzej Bujak. Zakopał się w trocinach gdzieś na strychu willi i przeleżał dwie doby, aż wszystko ucichło.

Historycy są bliscy ustalenia lokalizacji miejsca trzeciej zbrodni. W grę wchodzą dwie miejscowości. Ten ostatni grób będzie nietypowy. Ciał nie kawałkowano, szkielety powinny być kompletne. Za to w czaszkach będzie dziura po pocisku.
Demony zacierają ślady

- W środę 20 czerwca odkopaliśmy pierwszy, nieduży fragment ludzkiej czaszki - relacjonuje z Baruta dr Szwagrzyk. W wykopie widać smugi ciemniejszej ziemi. Ślady po fragmentarycznych wykopach poszukiwawczych z poprzednich lat. - Będziemy tu tak długo, aż sprawdzimy całą polanę. Nawet jeśli nam się nie poszczęści, wiadomo będzie, że nie ma tu po co wracać. A może jakiś były ubek przeczyta ten artykuł i powie nam prawdę o tej zbrodni?

Lista zaginionych jest znana. Prawie 200 mężczyzn. Każdy miał matkę i ojca, braci; niektórzy żony i dzieci. Jeśli uda się trafić na ich zwłoki, bliscy dostarczą dowodów do identyfikacji zabitych. Oddadzą własne DNA.


- Do przeprowadzenia akcji w Barucie z Katowic przyjechało ok. 70 najbardziej zaufanych i doświadczonych funkcjonariuszy UB. Było też ok. 40 Rosjan. Ich nazwisk ani roli raczej nigdy nie poznamy - mówi dr Szwagrzyk. - Nie mamy w archiwach żadnych akt osobowych jednostek specjalnych ZSRR w Polsce.

W wewnętrznych informacjach UB nie ma żadnej wzmianki o ich obecności. Rosjanie odpowiadali za zacieranie śladów. Zrobiono to niesłychanie profesjonalnie. Do dwóch dołów, gdzie zakopano zastrzelonych z ostatniej grupy, wrzucono potem żołnierskie nieśmiertelniki z II wojny światowej.

Tyle samo, co zakopanych ciał. Gdyby nawet ktokolwiek trafił na mogiłę, musiał uznać, że to po prostu wojenny grób.

Wykopaliska w Barucie to dopiero początek. Potem będą w Starym Grodkowie, może w Wierzbiu czy Podlesiu. A po żołnierzach Bartka” przyjdzie czas na zabitych z oddziału "Wołyniaka”, Mewy” i "Groma”. Opolszczyzna to przecież anonimowa mogiła najbardziej zaciekłych polskich antykomunistów.

http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20120623/HISTORIALOKALNA/120629799
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Posłuchajcie:

http://www.radio.opole.pl...e/strona,3.html

POŻEGNANIE - odc.1.
- Nie płacz siostra za mną. Będzie ci lepiej jak dotrę do Londynu – powiedział we wrześniu 1946 r. Karol Talik, partyzancki pseudonim „Ryś”.

Beata Talik widziała go Wtedy ostatni raz. „Ryś” walczył u boku Henryka Flamego, ps. „Bartek”. Grupa „Bartka” należała do Narodowych Sił Zbrojnych i była najliczniejszą na Podbeskidziu. Mocno dawała się we znaki tym, którzy po wojnie wprowadzali w Polsce nowy ustrój - komunizm.

Mniej więcej w tych samych dniach, Józef Marek, który też – jak wówczas mówiono był w lesie - przysłał swoim rodzicom skrawek papieru. Pisał: „Przyjdźcie się pożegnać. Wyjeżdżam na Zachód.” Józef miał wtedy 19 lat. Od kilku miesięcy również był pod komendą „Bartka”.

Józef Marek żegnając się mówił wtedy, że nie jedzie sam. Razem z nim w drogę wyruszają inni „leśni ludzie”. Wsiądą do ciężarówek, które pod osłoną nocy przerzucą ich na Opolszczyznę. Stamtąd bliżej będzie już do upragnionej Europy Zachodniej.

Matka błagała Józefa by został. – Ujawnij się! Odsiedzisz kilka lat i wyjdziesz. Ale potem będę cię miała przy sobie, a nie gdzieś na końcu kontynentu – prosiła, ale chłopak nie dał się przekonać. Pojechał. Nigdy więcej się nie odezwał.

Podobne historie może dzisiaj opowiedzieć wiele rodzin z Ciśca, Milówki, Szczyrku czy Węgierskiej Górki. To miejscowości położone na obrzeżach Parku Krajobrazowego Beskidu Śląskiego. Na jego terenie leży Barania Góra. Świerki porastające jej zbocza, dawały schronienie młodym chłopakom, którym nie było po drodze z nowym reżimem. Las stał się synonimem oporu. O zbuntowanych mówiono nie tyle, że wstąpili do partyzantki, ale że „poszli do lasu”. Drzewa świetnie kamuflowały partyzanckie bunkry i obozowiska. Można się było wtopić w zieleń uciekając przed obławą sił bezpieczeństwa. Las dawał też szerokie możliwości nieskrępowanego kontaktowania się z łącznikami, którzy przynosili chleb i mówili co słychać w wioskach.

Partyzanci z oddziału „Bartka” pochodzili głównie ze wspomnianych wiosek. Co najmniej 158 młodych mężczyzn, pod osłoną ciepłych wrześniowych nocy 1946 r. wsiadło na ciężarówki i wyruszyło w kierunku Opolszczyzny, która była pierwszym przystankiem w drodze na Zachód. Rodziny miesiącami czekały na wiadomość. Ile w końcu mogła trwać taka podróż? Podejrzewali, że może listy przychwytuje UB i dlatego nie docierają do adresatów.

- Ślad po nich zaginął. Nigdy nie dotarły do nas żadne wiadomości z Zachodu, że szczęśliwie tam dojechali, że ułożyli sobie życie – stwierdza Anna Szweda, ps. „Annuszka”, jedna z tych, którzy nie wsiedli na ciężarówki i zostali na Podbeskidziu.

http://www.radio.opole.pl...pozegnanie.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.
Note: Your post will require moderator approval before it will be visible.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie